A takie tam :)

JESZCZE ŻYJĘ

sobota, 27 sierpnia 2011

Złudna iluzja XVI


- A tobie, co znowu odwaliło? – mruknął. – To ty robisz za Casanovę w szkole. – sięgnął po skórzaną kurtkę z wieszaka.

- Od pamiętnej imprezy u Haruno, ta rola spadła na ciebie – uśmiechnął się kpiąco, podchodząc do Uzumakiego i zatrzymując się za jego plecami. – Nawet ci pokażę fajne zdjęcia – szepnął mu perwersyjnie do ucha, przyprawiając Naruto o chwilowe dreszcze.

Uzumaki nie miał pojęcia, o jakich zdjęciach mówił Sasuke, ale czuł w koniuszkach palców od stóp, że nie były, to zwykłe zdjęcia. W końcu Uchiha, to Uchiha.

Weszli do domu bruneta, gdzie czekał już na nich ojciec Sasuke. Naruto przywitał się z mężczyzną i usiadł na krześle w jadalni, zaś młodszy syn Fukagu przyniósł kartki i jakiś długopis swojemu ojcu, poczym także dosiadł się do stołu.

- Dobrze, Naruto. – odezwał się Fugaku – czego chcieli napastnicy? – spytał. Jego głos był chłodny jak grudniowa noc.

Naruto skrzywił się lekko na te pytanie. Nienawidził standardowych procedur policji.

- Podejrzewam, że chcieli mnie zabić – burknął – i spróbują jeszcze raz mnie dopaść.

Ojciec bruneta napisał coś na kartce.

- Jaka mogła być tego przyczyna? – pytał dalej, nawet nie patrząc na blondyna.

- Chcieli… odzyskać Konohamaru. Wie pan, ten chłopiec…

- Tak, wiem, a jak wyglądali?

Milczał przez chwilę. Ojciec Sasuke wzbudzał w nim jakiś respekt i niechęć. Był taki oschły w stosunku do innych ludzi i traktował ich z góry. Pewnie uważał Naruto za słabeusza.

- Średni wzrost, podarte ciuchy, wielodniowy zarost…. – kulawo opisywał. Nie miał pojęcia, co było ważne.

Sasuke westchnął.

- To ten facet, którego widzieliśmy jak pobił Konohamaru? – spytał. Jako przyszły policjant potrafił dokładniej opisać napastników, zresztą nie mógł już dłużej słuchać jąkań Uzumakiego.

Naruto przytaknął.

- Orli, wąski nos, odstające uszy, średnia postura ciała, duże wargi, naćpany wzrok, wzmożona agresja, kwadratowa twarz, wyraźny łuk brwiowy ku górze – opisywał dość szczegółowo – tatuaż kotwicy na prawym przedramieniu.

Zeznanie trwało jeszcze jakieś dziesięć minut. Fugaku kazał mu uważać i trzymać się blisko jego syna Sasuke, aby nic złego mu się nie stało. Naruto siedział na krześle z lekkim, kpiącym uśmiechem na twarzy. Nie potrafił połączyć takich słów jak Sasuke i poczucie bezpieczeństwa. Te dwie rzeczy wykluczały się wzajemnie. Nie miały nawet prawa istnienia w jego głowie.

#


- To, jakie zdjęcia chciałeś mi pokazać? – spytał, kiedy wszedł do pokoju Sasuke. Obawiał się najgorszego, zwłaszcza, że słabo pamiętał tamten dzień.

- A takie jedno – uśmiechnął się pod nosem, szukając paru zdjęć w szufladzie, które ukazywały pijanego blondyna. Odłożył pewne kartki i wyciągnął to, czego szukał. Podszedł do Naruto z wrednym uśmieszkiem, podając mu fotografię.

Uzumaki spojrzał zdziwiony na fotografię. Chciał podrzeć zdjęcie i wyjść z pokoju bruneta, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Jednak czuł, że jeśli by tak zrobił, to Uchiha tym bardziej nie dałby mu spokoju. Uśmiechnął się jedynie pod nosem, szybko obmyślając inną metodę.

- Ładne, ładne… zdolny fotograf. – skomentował, przypatrując się zdjęciu, na którym macał tyłek Uchihy. – Um.. twoje fanki pewnie chciałby by takie zdjęcie powiesić nad łóżkiem. Oczywiście, mnie by wycięły i przykleiłyby same siebie… - zażartował, spoglądając wyzywająco na bruneta.

Sasuke zacisnął usta w cienką kreskę. Nienawidził tej pewności siebie Uzumakiego. Nie tak sobie wyobrażał jego reakcję. Naruto miał wpaść w panikę!

- Mam jeszcze jedno – podał mu fotografię, na której Uzumaki całował się z Kibą.

- O! Zajebiste! – krzyknął, przyglądając się bliżej zdjęciu – Mogę zrobić odbitkę? Włożę sobie do ramki w pokoju.

- Czy ciebie nic nie rusza? – burknął zły.

Naruto spojrzał na niego z rozbawieniem.

- Nie jestem gejem, a ten pocałunek przyniósł mi darmowy alkohol, więc nie mam się, czego wstydzić, Sasuke. Ale jak chcesz, to wywieś to zdjęcie w szkole, będzie nawet całkiem zabawnie.

Brunet pokazał mu drzwi. Ten gest delikatnie sugerował Uzumakiemu, że ma jak najszybciej wynosić się z pokoju rozwścieczonego Sasuke.

„Mogę jeszcze zaszantażować Inuzukę”

#

Wrócił do domu, rzucając się na swoje łóżko. Dzisiejszy dzień z pewnością nie mógł zaliczyć do udanych. Wkurzający Sasuke, wiadomość o problemach w firmie jego ojca, propozycja grania w klubie muzycznym wraz z Shikamaru i Kibą. Jeszcze parę godzin temu by im odmówił, ale teraz? Wygrany zespół w klubie dostanie pieniądze i możliwość częstszych występów, za które dostawaliby kolejne pieniądze za swój udział. Taka propozycja była bardzo kusząca, zważając na chwilowy kryzys w jego rodzinie.

Przymknął oczy, rozkoszując się błogą ciszą. Jego kuzyn, Deidara przebywał na treningu, przygotowującym do zawodów w skokach. Niestety, Naruto ze względu na uraz prawej ręki, został odsunięty od uczestnictwa dla swojego dobra. Urazy ręki były naprawdę niebezpiecznie w tej dziedzinie sportu, bo w końcu, to ręce utrzymywały ciężar całego ciała i wypychały ciało najwyżej w powietrze, aby wykonać odpowiednie salto. Więc był to kolejny powód, który nie ucieszył Uzumakiego za bardzo. Do tego głupie myśli, które kusiły go, by wziąć jakiś narkotyk na uśmierzenie bólu psychicznego. Chciał zapomnieć o tym wszystkim, zrelaksować się, zabawić, ale nie mógł. Nie chciał, a zarazem pragnął tego. Jednak, gdyby się przełamał teraz, to wróciłby do nałogu. Ale… taka marihuana? Ona nie uzależniała, a jaka wspaniała zabawa po niej była!

- Nie, nie, nie mogę! – mruknął do siebie, przecierając sobie twarz, rękoma. – Muszę wyjść.. – dodał jeszcze, spoglądając na laptopa. Czuł, że gdyby został dłużej w domu, to zrobiłby to. Poszukałby jakiegoś dilera na czacie i kupiłby sobie jakieś świństwo. A w końcu nie było, to trudne. Odpowiedni Nick, czat i gotowe. Zadowoliłby się na chwilę, by potem brutalnie wrócić na ziemię.

Wyszedł z domu, żegnając się pośpiesznie z matką. Musiał uciec od źródła, od którego mógł dostać narkotyki. Choć wiedział, że i to może mało dać, skoro mniej więcej wiedział, gdzie można spotkać zniszczonych ludzi, którzy bezproblemowo daliby mu namiar na dilerów. Zacisnął usta w wąską kreskę i sięgnął po telefon.

- Taak? – usłyszał wysoki głos Kiby w komórce.

- Wchodzę w to – powiedział stanowczo. Musiał zająć się czymś, co pozwoliłoby mu zapomnieć o nałogu.

- Ale w co wchodzisz? – spytał niezorientowany szatyn. Najwyraźniej nie kojarzył tematu.

- W występ w R&B. Będę z wami grał – wyjaśnił – spotkajmy się dzisiaj. Musimy uzgodnić repertuar, skoro macie grać w piątek. – czekał na reakcję Kiby, który obecnie milczał – Halo? Słuchasz mnie? – mruknął zirytowany.

- Tak, tak… jestem tylko w lekkim szoku – powiedział cicho do telefonu. – To wbijaj, ja zadzwonię do Nary.

- Dobra, to do zobaczenia – rozłączył się, wsuwając komórkę do kieszeni spodni.

Skręcił w stronę parku, wydłużając sobie tym sposobem drogę do domu Kiby. Mimo wszystko, nie miał najmniejszej ochoty na spotkania w dzisiejszym dniu. Los jednak lubił być złośliwy, i idąc uliczką, dostrzegł sylwetkę blondwłosej dziewczyny, siedzącej na ławce. Przegryzł wargę z irytacji, starając się wyglądać w miarę przyjaźnie. Wyobrażał sobie, jak Yamanaka zadaje mu setki, niewygodnych pytań, ćwierkając mu coś do ucha bez sensu. Jednak stało się coś, co zbiło go trochę z równowagi. Otóż, zazwyczaj pewna siebie, rozgadana i popularna dziewczyna siedziała teraz skulona na ławce, popłakując. Widział jak wielkie, przeźroczyste, słone krople spływają jej z oczu, spadając cicho na ziemię wraz z kroplami deszczu. Przystanął, patrząc zaskoczony na blondynkę, która spojrzała na niego cierpiącym wzrokiem, poczym schowała swoją głowę w kolana, starając się ukryć zapłakaną twarz.

- Ino? – zapytał niepewnie, robiąc krok w jej stronę. – Co się stało? – starał się czegoś dowiedzieć od dziewczyny, która jedynie podniosła zapłakaną twarz. Widział, że chciała mu coś powiedzieć, otwierała już nawet usta, ale spazm płaczu uniemożliwił jej to skutecznie, i w rezultacie nie wypowiedziała ani jednego słowa. Przegryzł delikatnie dolną wargę i dosiadł się do blondynki, obejmując ją ramieniem i pozwalając jej się wypłakać w jego objęciach. Był człowiekiem wrażliwym na ból innych ludzi.

Po niezliczonych, minionych minutach, płacz dziewczyny ustał. Trwała w objęciach Naruto, od czasu do czasu pociągając nosem. Głaskał ją po głowie, dając jej uczucie bezpieczeństwa i wsparcia, którego tak bardzo potrzebowała w chwili obecnej. Była w rozsypce i nienawidziła siebie w chwili obecnej. Nienawidziła się za to, że pozwoliła komuś zobaczyć swoje łzy, prawdziwą ją. Nie chciała, by ktoś się dowiedział, by ktoś ją poznał taką prawdziwą, kruchą. Nie chciała, aby ktoś ją skrzywdził i wyśmiał. Wstydziła się swoich łez i swojej bezradności, a jednak znalazła się osoba, która nic nie mówiąc, przytuliła ją do siebie, pozwalając jej na bezwstydny płacz. Nie spodziewała się takiej reakcji i to jeszcze od takiej osoby, jak Naruto.

- To może teraz powiesz mi, dlaczego płakałaś? – spytał łagodnie, wciąż głaskając ja po głowie. – Nie musisz, jeśli nie chcesz, ale wiem z doświadczenia, że to pomaga.

- Jj..aa.. – zająknęła się, przełykając z trudem ślinę i powstrzymując nowe łzy – mam już dość… -szepnęła bezbarwnie – nie potrafię udawać, kogoś, kim nie jestem. Nie potrafię dłużej udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy nie jest. – zaczęła mówić – Wszystko mnie boli… serce, dusza, ciało… - wystawiła rękę, podciągając rękaw długiej bluzy, pokazując Naruto siniaki na jej chudej ręce – Nie mam matki… ojca prawie też nie mam. Wymaga ode mnie dorosłości, a sam zachowuje się jak dziecko, daje się ponieść emocjom… Mówi… - przerwała na chwilę, szukając odpowiednich słów – że to dla mnie. Dla mojego dobra i lepszej przyszłości. Pracuje całymi dniami, a kiedy wraca, to sięga po alkohol. Wyjaśnia, że to dla od stresowania, zrelaksowania się. Mówi, że powinnam zrozumieć, że robi, to dla mnie.. ale.. pieniądze nie odkupią mi dzieciństwa, ani bólu i nie zagoją siniaków. Wiesz… ja nienawidzę tego świata… - szepnęła ledwo słyszalnie. – Nikt mi nie wmówi, że bicie jest dla mojego dobra, wzmocnienie ducha. To raczej działa w drugą stronę. Czuję, że każdego dnia jakaś cząstka mnie kruszy się i odpada, zostawiając po sobie wrak jakiem jestem ja.

Naruto przycisnął mocniej jej głowę do swojej klatki piersiowej, dodając jej otuchy.

- Wiesz Ino… - odezwał się – nie musisz udawać kogoś, kim nie jesteś. Przyjaciele nie odejdą, jeśli powiesz im prawdę.

- Naruto… - głos jej zadrżał a ciałem wstrząsnął szloch – Ja nie mam przyjaciół! – wczepiła się mocniej w jego mokrą od deszczu koszulkę. Deszcz nie ustawał, wręcz nawet padał coraz mocniej i uparcie. Nie było takiego skrawka materiału, który pozostałby na ich ciele suchy.

- To chyba czas ich zdobyć – powiedział jej do ucha, by chwilę później wstać z ławki i łapiąc Ino za rękę, biegiem poprowadzić ją do domu Inuzuki.

#

- O, nareszcie staaa… - zaniemówił szatyn z tatuażami na policzkach na widok przemokniętego Naruto wraz z Ino. – Co tu robi ta… - chciał powiedzieć wywłoka, ale jedno groźne, ostrzegawcze spojrzenie blondyna odwlekło go od użycia takiego słowa. Kłamstwem by było, gdyby powiedział, że przepadał za Yamanaką. Tak naprawdę, to jej nie lubił. Była konkurencją w stosunku do zdobycia jak największej popularności w szkole. Do tego była wścibska, musiała wszystko wiedzieć i komentować.

- Ruszyłbyś ten tyłek i przyniósłbyś nam ręczniki i suche ubrania – prychnął z irytacji Uzumaki, który zaczął powoli odczuwać zimno od przemokniętego ubrania.

- Jasssne… - mruknął jego przyjaciel – Ino… - zwrócił się do niej – chcesz moje ciuchy, czy może… - jego uśmiech się powiększał. Nie mógł sobie odmówić widoku zazwyczaj eleganckiej blondynki w jego za luźnych ubraniach.

- Weź coś od swojej siostry – odezwał się Naruto.

- Ino nie ryba, głos posiada – powiedział z przekąsem szatyn.

- Ryba nie człowiek, więc gorszych dni, nie posiada – odciął się. – Nie wkurzaj mnie dzisiaj i drałuj po te ciuchy.

Kiba skrzywił się lekko. Ugryzł się w język, aby nie powiedzieć czegoś niemiłego i poszedł po schodach do pokoju swojej siostry.

- O, cześć – z salonu wyłoniła się sylwetka Shikamaru. On także był zdziwiony widokiem Ino. W końcu była to dziewczyna, która nie zadawała się z byle kim.

- Hej.. – przywitała się cicho i zatrzęsła się z zimna.

Naruto spojrzał na dziewczynę, a potem przeniósł wzrok na Kibę, który stał na schodach z ręcznikami i ubraniami w ręku.

- Daj… - wziął od przyjaciela ubrania jego siostry i ręcznik, podając je Ino. – Ty pierwsza się przebierz – zwrócił się do niej.

Blondynka spojrzała na niego niepewnie.

- Łazienka po lewej – wskazał głową Shikamaru na białe drzwi.

- Dzięki – szepnęła dziewczyna, kierując się w stronę wskazanego pomieszczenia.

Nie minęła chwila, kiedy pytające spojrzenia przyjaciół wywierały dziury w ciele Naruto.

- Co ona tu robi? – prychnął Inuzuka. – Przecież to…. To inny gatunek! – warknął zły.

- Spróbuj być złośliwy i niemiły, a pożegnasz się ze mną w roli wokalisty w waszym zespole. – zagroził mu, wchodząc do salonu – Bądźcie mili, nie znacie jej.

- A ty ją niby znasz? – naskoczył na niego Kiba, który usiadł naprzeciwko blondyna.

- Znam lepiej niż ty, to mi wystarczy. – odciął się – Kiedy indziej wam wyjaśnię, o co chodzi. Ale nie oceniajcie jej po zachowaniu w szkole. Przyjmijcie, że nie jest tą osobą, za którą ją uważacie.

- Przyjmijcie, przyjmijcie – mruczał pod nosem Inuzuka – Każdy zasługuje na drugą szansę, bla bla bla i bla bla bla…

Naruto spojrzał na przyjaciela z rozbawieniem.

- Cieszę się, że się rozumiemy. – poklepał go po policzku.

#

Siedzieli we czwórkę razem w salonie, popijając ciepłą herbatę. Deszcz jak padał, tak padał. Chmury wisiały ciężko nad ziemią, wlokąc się powoli w stronę północy. Na dworze było ciemno, jedynie pojawiająca się błyskawica, przecinająca niebo, rozświetlała pogrążone w ciemności miasteczko.

- Zanim wybierzemy repertuar piosenek, musimy wiedzieć, kogo jeszcze potrzebujemy do zespołu – odezwał się Naruto, który wygodnie siedział na krześle, opierając nogi na stole.

- Właściwie… to brakuje nam dwóch osób – powiedział Kiba. – Nie mamy perkusisty i drugiego gitarzysty.

W prawdzie mogli poszukać jedynie perkusisty, ale każdy fan muzyki rockowej, wiedział, że brzmienie dwóch gitar, to nie to samo, co brzmienie jednej. Jeśli chcieli wygrać, musieli poszukać drugiego gitarzysty, co byłby równie dobry, jak Inuzuka. Basistę już mieli. Był z nim zresztą Nara, który zbytnio nie musiał się wysilać, aby cokolwiek zagrać na tym instrumencie.

- Sai gra na perkusji – przypomniała sobie Ino, która trzymała kurczowo kubek z gorącą herbatą, ogrzewając sobie ręce. – I z tego, co wiem, to Gaara gra na gitarze.

- Hoho – Kiba omal nie spadł z krzesła, słysząc imię no Sabaku – Wiewióra nigdy z nami nie zagra.

Ino wzruszyła ramionami.

- Może poprosicie kogoś, by z wami zagrał w klubie? Brat Sasuke ma zespół…

- Zapomnij… - mruknął Kiba. – Oni też grają w piątek.

Dziewczyna zmarszczyła brwi, szukając w pamięci osób, które potrafiły grać na sześciu strunowym instrumencie.

- Może… - odezwała się ponownie – uda mi się załatwić jednego gitarzystę z liceum Oto. Z tego, co wiem, to Zaku i Dosu grają na gitarach. Może jeden z nich się zgodzi.

Nara spojrzał z uśmiechem na Kibę.

- Spróbuj załatwić nam Zaku, to nasz psiarz będzie miał niezłą konkurencję. Dwaj wirtuozi. – uśmiechnął się Nara.

- To będzie zagięcie czasoprzestrzeni! – zaśmiał się Uzumaki, omal nie wylewając herbaty z kubków, stojących na stole.

#

- E, młody… - odezwał się głos starszego z rodzeństwa Uchiha, który wszedł właśnie na teren prywatny swojego młodszego brata. Itachi często nachodził Sasuke, męcząc go jakimiś rozkminami na temat życia i sensu insektów. Był bowiem buddystą, człowiekiem kochającym drugie istnienie, w przeciwieństwie do jego brata, który po pewnej chwili nie wytrzymywał psychicznie filozoficznych rozważań starszego brata i wyklinał na niego, racząc go wyszukanymi, wybornymi epitetami, którymi nie powstydziłby się żaden młody, szanujący się człowiek, wyrzucając go z impetem z pokoju.

- Czego? – warknął jak zwykle miło młodszy brat. Siedział na łóżku z książką w ręku.

- Pain nam się rozchorował – powiedział Itachi, który wszedł do pokoju brata, patrząc na niego wyczekująco. Pain był wokalistą w jego zespole.

- I co ci na to poradzę? – burknął, odrywając na chwilę wzrok od wciągającej lektury. Po chwili jednak tego żałował. Wzrok brata mówił mu wszystko. – Zapomnij.

- No weź! – jęknął, upadając na kolana i łapiąc nogę swojego brata. – Tylko ty znasz teksty naszych piosenek, Sasssssuuuuke!

Brunet skrzywił się na widok Itachiego.

- Jestem bokserem, a nie piosenkarzem! – warknął ponownie, starając się odciągnąć starszego brata od swojej nogi.

- Ale zrób to dla swojego kochanego braciszka!

- Tak kochanego, że z chęcią wystrzeliłbym go z armaty na drugi koniec świata – mruknął, kiedy ręce Itachiego oplotły go wokół szyi.

- Sasssuke! – jęknął mu do ucha.

- Nie drzyj się idioto! – syknął wściekły. Czuł, że lada moment się podda i zgodzi się na wszystko, byle by jego brat go puścił i zostawił go w świętym spokoju.

- Sassssssuke! Mój kochany braciszku…. Mój najukochańszy, jedyny, utalentowany sportowcu… ty mój... – zaczął mu słodzić.

- Dość! Wypieprzaj! Zgadzam się, ale daj mi spokój! – wycedził przez zaciśnięte zęby, odsuwając rękoma twarz Itachiego, który usiłował go pocałować w policzek ze szczęścia.

- Dzięki! Zaraz podrzucę ci piosenki! – starszy brat wyleciał z jego pokoju niczym wystrzelony kamień z procy.

Sasuke przymknął oczy na chwilę i mruknął.

- Jebnięty muzyk.

Złudna iluzja XV

- Naprawdę nie chcę tego pamiętać. To było kompromitujące. – mruknął, chowając głowę w rękach.

W domu państwa Uchiha.

Sasuke dawno był już na nogach. W jego rodzinie było to normalne, że jej członkowie wstawali bardzo wcześnie. Nawet po libacji alkoholowej o godzinie siódmej rano Sasuke wziął prysznic i zszedł na śniadanie. Na jego ustach tkwił kpiący uśmieszek, którego nie omieszkał skomentować Itachi. Ale, co się dziwić. Sasuke Uchiha cieszył się jak dziecko, mając świadomość posiadania kompromitujących zdjęć blondyna. Już wyobrażał sobie szantaże i tortury, byle tylko upokorzyć Uzumakiego przy większym gronie znajomych. Miał nawet w dzisiejszym planie wywołanie zdjęć zrobionych przez Neji’ego oraz zrobienia ich kopii, by potem w szkole je rozwiesić na tablicy ogłoszeń. Oczywiście zrobiłby to, gdyby Naruto zaprzestał mu usługiwać.

Naruto mimo mocnej głowy, czuł, że ostro przegiął tego wieczoru. Pamiętał większość imprezy, ale w chwili obecnej doskwierał mu kac. Zmęczony i obolały usiadł na ławkę w parku. Zrobił już zakupy, o które został poproszony i mógł chwilę odpocząć, zważywszy na wczesną godzinę. Słońce przyjemnie grzało w twarz, a świeżo skoszona trawa nadawała przyjemny zapach lata. Było mu tak przyjemnie, że nawet nie zauważył, kiedy przysnął. Nie był to jego pierwszy raz. Zdarzało mu się parę razy przysnąć na dworze ze zmęczenia. Tym razem nie było inaczej. Zmęczenie, ból głowy a zarazem przyjemne promienie słoneczne przyczyniły się do jego dość mocnej drzemki. Wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie pewien osobnik, który pojawił się w parku.

Nieznajomy mężczyzna wraz dwójką obdartych osobników skradli się do śpiącego chłopaka. Dwaj towarzysze stanęli po bokach ławki, przytrzymując lekko ręce nieświadomego blondyna, zaś mężczyzna ze strzykawką przyłożył ją do zgięcia łokcia, wstrzykując w żyłę Uzumakiego pewien specyfik. Ukłucie w ręce obudziło Naruto. Chłopak zdezorientowany spojrzał się na mężczyznę, by chwilę później rozpoznać w nim ojca Konohamaru. Wystraszony strzepnął nieostrożnie strzykawkę, która już prawie była całkowicie pusta. Resztki krwi zabrudziły jego ręke.

- Co robisz?! – krzyknął spanikowany, usiłując zabrać siatki z ławki. Niestety dwaj mężczyźni zrzucili go na ziemię, uderzając go raz po raz. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Ledwo się poruszał. Wiedział, że po części to wina kaca, ale druga część? Najwidoczniej ojciec Konohamaru mu coś wstrzyknął.

- Oddaj mi syna, ty sukinsynie! – Wrzeszczał, uderzając go pięścią po twarzy. – Ja jeszcze cię zabije, zobaczysz! – groził, trzęsąc się. Naruto nie uszło uwadze, że mężczyzna miał rozszerzone źrenice. Od razu skojarzył fakty. Spanikowany wyrwał się z trudem z rąk naćpanego faceta i sięgnął szybko po siatki, uciekając ile sił w nogach w stronę domu. Bał się najgorszego.

Biegł ile tchu mu starczało. Ale droga wydawała mu się wydłużać. Nie widział jej końca. Wydawało mu się, że rozciąga się ku słońcu, rozgałęziając się we wszystkie strony świata. Widział ogromne drzewa, który zaczęły wychodzić ze swojego miejsca, do prowadzając do trzęsienia ziemi. Słyszał także głośne kołatanie serca, które jakby chciało się wyrwać z jego klatki piersiowej, rozrywając ją na strzępy. Do tego zaczął słyszeć głos, który zaczął do niego mówić.

„Naruto, dawno się nie widzieliśmy, zatęskniłeś za mną? Może wrócisz i ich zabijesz? Pamiętasz jak kiedyś już robiliśmy?”

Przymknął na chwilę oczy. To musiała być kokaina. Inaczej nie odezwałoby się jego drugie ja. Nie miałby przyśpieszonego bicia serca i drgawek. Musiał jak najszybciej dotrzeć do domu, zanim padnie na ziemię z powodu za dużej dawki tego narkotyku. Na szczęście kokaina powodowała, że nie czuł zmęczenia i mógł biec szybciej.

Dobiegł do domu, trzymając się za rękę, w którą strzyknięto mu narkotyk. Na dworze była jego matka, która rozmawiała z panią Mikoto. Już całkowicie stracił poczucie, co jest rzeczywiste, a co nie. Gdzieś granica rozsądku i dobrych manier odeszła w zapomnienie.

Naruto podszedł z aroganckim uśmiechem na twarzy do Kushiny.

- Włosy ci się palą, mamo – parsknął z rozbawieniem, patrząc w oczy zaskoczonej kobiety. Naprawdę widział, jak się paliły niczym pochodnia w czasie igrzysk olimpijskich, wznosząc się coraz wyżej i wyżej – Chyba nie będzie dziś omletów, bo mi coś dali w żyły – zaśmiał się szczęśliwie, podstawiając rękę ubrudzoną pozostałością krwi z siatką w ręce pod oczy przerażonej matki. Kushina przełknęła z trudem ślinę, spoglądając na syna. Mikoto także zerknęła na swoją przyjaciółkę z przerażeniem. – A najlepsze jest to – zaczął Naruto – że chyba mi tego trochę za dużo dali, bo zaczynam mieć objawy przedawkowania – ponownie się zaśmiał, a z jego nosa pociekła krew, którą wytarł w rękę – Nawet moja ręka się pali – patrzył zafascynowany na ślad krwi, oglądając ją z jednej i z drugiej strony – Wiesz, że już zapomniałem, że Charlie potrafi być taki przyjemny? – parsknął ponownie na wspomnienie z dawnych czasów.

Roztrzęsiona Kushina uderzyła syna w policzek. Naruto podniósł wściekły wzrok na matkę.

- Co robisz kobieto?! – warknął zły, łapiąc się za policzek. Kolejnym objawem wzięcia tego narkotyku była wzmożona agresywność.

- Zachowuj się! – krzyknęła roztrzęsiona.

- Bo co?! Zrobisz mi coś?! – zaśmiał się ponownie – Haha, chcieli mnie zabić, idioci i co? A ty nic? Nadal żyję, widzisz? Za długo się brało, żeby mogli mnie zabić tak śmieszną daaa – zapowietrzył się. Nie miał pojęcia, gdzie się obecnie znajduje. Widział białe ściany, które kurczyły się, przygniatając jego klatkę piersiową tak mocno, że ledwo mógł złapać powietrze.

Kushina widząc stan syna, wyciągnęła kluczyki od samochodu, ciągnąc Naruto w stronę auta.

- Mikoto, proszę zajmij się Konohamaru. Zadzwonię do ciebie później – krzyknęła drżąca, wsiadając do czarnego BMW i odjeżdżając z piskiem opon w stronę szpitala.

#

Poniedziałek.

Sasuke minionego wieczoru wrócił późno w nocy od Neji’ego. Nie miał, więc styczności z rodziną. Tak samo dzisiejszego poranka. Wstał wcześnie rano, idąc do szkoły, wcześniej zahaczając do sklepu. Kupił parę bułek i wodę, poczym udał się do instytucji edukacji. Po drodze rozmyślał, jak zaczepić Uzumakiego, doprowadzając go do wściekłości. Miał wiele pięknych wizji, których nie mógł wprowadzić w życie. Otóż Naruto Uzumaki nie pojawił się w szkole.

- Niech go szlag – przeklął pod nosem, zasiadając do ławki, kiedy zaczęła się pierwsza lekcja tego dnia.

Humor polepszył mu się dopiero później, kiedy na jednej z przerw został poruszony temat Uzumakiego.

- Ale on świetnie śpiewa! – zachwycała się Ino, która przysiadła się do dziewczyn, opowiadając o sobotniej imprezie u Haruno. – Mówię wam, biorę się za niego! – oznajmiła rozmarzona, gestykulując we wszystkie strony.

- Lepiej uważaj, może on gustuje w innej płci – wtrącił się Uchiha, który podszedł do dziewczyn, spoglądając w stronę blondynki.

- Mówisz tak, bo jesteś zazdrosny! – zarzuciła mu, spoglądając na niego groźnie. I pomyśleć, że kiedyś się za nim uganiała. Widocznie odkąd był z Sakurą, Ino straciła zainteresowanie wobec jego osoby. Przynajmniej o jedną idiotkę mniej, pomyślał.

- Mówię tak, bo mam dowody – uśmiechnął się wyzywająco, nie spuszczając wzroku z oczu Yamanaki.

- Kłamiesz – trzymała się swojego.

Uśmiechnął się tylko.

- Jeszcze zobaczysz, że mówię prawdę – powiedział, poczym odwrócił się i odszedł. Pierwszy krok do zniszczenia reputacji Uzumakiego, postawiony.

Niestety tego dnia wydarzyło się jeszcze coś, czego nie miał w planie. Neji dostał zdjęcie obściskującego się Naruto z Hinatą. Nie trzeba pisać, jak zachowywał się kuzyn Hyuugi w chwili obecnej. Wściekły lew wydaje się być o wiele mniej groźniejszy od niego.

- Zabiję gnoja! – warczał i wygrażał się przy przyjacielu, mówiąc mu, co zrobi jak dostanie Uzumakie’go w swoje ręce.

Szpital.

Naruto czuł się okropnie. Przez całą noc nie zmrużył oka, a żołądek zaczął mu się przewracać z głodu. Była dziesiąta rano, a on już się nudził. Chciał wrócić do domu, aby zjeść coś ciepłego i w miarę pysznego. Nie mógł patrzeć na jakąś ohydną kaszkę przed jego nosem. Nie był przecież niemowlęciem, aby zajadać się takim żarciem. Ogólnie czuł w sobie pustkę i jakiś wewnętrzny niepokój wymieszany z depresją. Nastroju nie poprawił mu także sms od Kiby, który oznajmiał mu, że Hyuuga chce go zabić.

- Ja jebię – mruknął, przewracając się na drugi bok i zakrywając się kocem, jakby chcąc uciec przed światem.

Szkoła.

- Jak wiecie, w naszej szkole odbywają się coroczne pokazy talentów. – zaczął nauczyciel angielskiego. Iruka Umino – szatyn o ciemnych oczach, średnim wzroście z blizną przecinającą mu nos. – W tym roku nasza szkoła chce wysłać utalentowanych muzycznie uczniów na konkurs talentów międzyszkolnych w województwie. Liczę na chętnych. Można wygrać naprawdę wspaniałe nagrody – zachęcił.

- Taa.. długopis na pamiątkę – mruknął Shikamaru, słuchając jednym uchem nauczyciela. – Chyba już wolę zaciągnąć Naruto do klubu R&B. – rozłożył się na ławce.

- Pff… - prychnął Inuzuka, który siedział razem z Shikamaru w ławce – Nigdy by się nie zgodził. – plunął papierową kulką z długopisu we włosy Rock Lee. Obecnie fryzura garncarza była ozdobiona wymyślnym ułożeniem białych kulek, robiąc wrażenie, kosmicznego hełmu

- Zależy. Słyszałem od matki, że jego ojciec ma problemy finansowe – odparł. – Trzeba go podejść w odpowiednim czasie.

#

Sasuke wrócił do pustego domu. Nie był to pierwszy raz. Przeważnie tak się działo. Ojciec w policji, matka u sąsiadki a brat na studiach lub u kolegi. Odłożył plecak i poszedł do kuchni, gdzie czekał na niego obiad do odgrzania. Jego matka była zbyt troskliwa o swoje dzieci i zawsze gotowała dla nich obiad. Zjadł kotleta z ziemniakami i surówką i wyszedł z domu, udając się na trening boksu. Niedługo miał Wielki Dzień.

#

Następnego dnia Uchihę przywitał miły widok. Uzumaki raczył się zjawić w szkole. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to jak wyglądał. Blada cera, sińce pod oczami, zadrapania na twarzy, długa bluza z rękawami, mimo wysokiej temperatury tego dnia.

- Zabalowało się, Uzumaki? – zahaczył go na korytarzu, pytając się go z rozbawieniem, które jednak szybko minęło, kiedy Naruto podniósł na niego groźny wzrok.

- Śmiej się, skoro nie znasz prawdy – odparł z chrypką w głosie – Chociaż może byś się ucieszył, gdybym zdechł w szpitalu – dodał jeszcze, poczym odszedł, idąc przed siebie. Uchiha zamrugał oczami zaskoczony i odwrócił się w stronę Naruto, by coś do niego powiedzieć. Niestety Shikamaru Nara i Kiba Inuzuka mu to uniemożliwili, rzucając się na przyjaciela, komentując jego wygląd. Pozwolił sobie, podsłuchać ich rozmowę, z której wynikało, że chłopak nie wziął udziału we wczorajszych zawodach.

#

Wrócił do domu, zastając wszystkich członków swojej rodziny w jadalni. Czuł się jakoś dziwnie, widząc ich niemrawych i jakiś milczących przy obiedzie. Odłożył torbę z książkami i dosiadł się do stołu, przywitawszy się z nimi. Spojrzał na matkę, potem na ojca a na końcu dopiero na Itachiego, który wskazał głową na rodziców.

- Złapaliście tych ludzi, którzy napadli syna Kushiny? – spytała zdenerwowana Mikoto, która patrzyła na ich ojca wyczekująco. Już dawno odłożyła widelec na talerzu, nie dokończywszy obiadu.

Fugaku spojrzał na żonę, przeżuwając kawałek mięsa w ustach. Przełknął jedzenie i powiedział.

- Jeszcze nie. Nie znamy ich wizerunku. Naruto musi nam ich opisać.

Mikoto poderwała głowę do góry.

- Chcesz, żeby ten chłopak opisał ci tych ludzi?! Przecież, wiesz, kto mu to zrobił! – krzyknęła, zerwawszy się od stołu. Sasuke spojrzał na matkę zaskoczony. Jeszcze chyba nigdy nie widział jej tak podenerwowanej.

- To, że wiem, kto za tym stoi nie pomaga mi w tym, jeśli nie znam wyglądu tego człowieka – odparł chłodno. – Siadaj i nie dramatyzuj. Dobrze, że chłopak w ogóle żyje. – dodał stanowczo.

Kobieta jednak rzuciła groźne spojrzenia na mężczyzna i wyszła z domu, udając się do sąsiadki.

Fugaku westchnął i spojrzał na najmłodszego syna.

- Odwiedziłbyś przyjaciela. Może uda ci się wydostać od niego informacje jak wyglądali jego napastnicy. Powiedz mu, że jeśli chce, aby jego rodzinie nic się nie stało, to ma przyjść do mnie. – powiedział tonem, nie wznoszącym sprzeciwu.

Sasuke niemrawo przytaknął głową. Nie cierpiał, kiedy ojciec odzywał się takim głosem. Z drugiej strony, miał wymówkę, żeby dowiedzieć się prawdy na temat wyglądu Uzumakiego.

Po skończeniu obiadu udał się na przeciwną stronę ulicy, gdzie znajdował się dom Naruto. Zadzwonił na dzwonek, czekając jak ktoś raczy mu otworzyć.

- Czego? – mruknął ochrypły głos, który należał do Naruto. Chłopak spoglądał, na Uchihę z wymalowanym niezadowoleniem na twarzy i irytacją. Sasuke zignorował postawę chłopaka i wszedł do środku, nie czekając na zaproszenie. Kątem oka zauważył, że blondyn miał na sobie bluzę bez rękawek, odsłaniającą rękę owiniętą w bandaż.

- Gadaj, co ci się stało. – rozkazał, patrząc wyczekująco na blondyna, który zamknął drzwi za Uchihą.

- A co cię to interesi, Uchiha? – burknął, opierając się plecami o framugę drzwi i patrząc uważnie w oczy Sasuke.

- Ojciec chce, żebyś złożył zeznanie – powiedział obojętnie, siadając na schodach, które prowadziły na pierwsze piętro domu. Były szerokie, poskręcane i drewniane, ale mimo to, wygodne.

Naruto westchnął, wywracając teatralnie oczami.

- Kiedy? - spytał, zaskakując tym samym bruneta, który spojrzał na niego podejrzanie. Zmrużył oczy, przyglądając się sylwetce blondyna – No, co? – prychnął rozjarzony zachowaniem gościa.

- Za szybko się zgodziłeś – stwierdził. – Znając ciebie, powinieneś się nie zgodzić dla samej zasady z niezgadzaniem się ze mną – wyjaśnił, wciąż wpatrując się w Uzumakiego. Tym razem jednak na jego twarzy ukazał się cień triumfalnego uśmieszku. – Ale przynajmniej zaoszczędziłeś mój czas, zbieraj swój kościsty tyłek i idziemy do mnie Casanovo.

Naruto spojrzał na niego zdziwiony. Zmrużył brwi, przyglądając się brunetowi.

- A tobie, co znowu odwaliło? – mruknął. – To ty robisz za Casanovę w szkole. – sięgnął po skórzaną kurtkę z wieszaka.

- Od pamiętnej imprezy u Haruno, ta rola spadła na ciebie – uśmiechnął się zadowolenie, podchodząc do Uzumakiego i zatrzymując się za jego plecami. – Nawet ci pokażę fajne zdjęcia – szepnął mu perwersyjnie do ucha, przyprawiając Naruto o chwilowe dreszcze.

Złudna iluzja XIV

- A ja… a ja mam Dei chrupki! – wykrzyknął, łapiąc się ostatniej deski ratunku.

- … Dei chrupki? Dostanę jedną? – spytał z niedowierzeniem.

- Oczywiście, ale jak zejdziesz z tego parapetu!

Deidara spojrzał ze smutkiem w oczach na kolegów.

- Wybaczcie moi drodzy koledzy kosmonauci. Sami widzicie. Żona czeka. Misję trzeba przełożyć. – powiedział jak gdyby niby nic, schodząc z parapetu i dumnie krocząc w stronę Naruto. Cóż.. Widać, że to rodzina. – To gdzie moje Dei chrupki? – zagadnął swojego kuzyna, szperając mu w kieszeniach od spodni.

- W domu, mój kolego kosmonaucie. Dostaniesz je jak zrobisz pewną, tajną misję. Ale póki, co. Czekają na ciebie Dei parówki! – krzyknął szczęśliwie.

- Gdzie?! – zerwał się podekscytowany Deidara - mój brzuch się buntuje!

- Tam, na dworze! – wskazał palcem za szklane drzwi na podwórko - Z grilla, rozumiesz?! – udawał podekscytowanie Naruto, naśmiewając się w duchu z kuzyna. Kochał robić z siebie wariata w jego towarzystwie.

Uchiha patrzył na tą scenę z lekkim uśmiechem na twarzy. Co, jak co. Ale ci dwaj idioci rozśmieszyliby nawet ich dyrektorkę. Dzisiejszego wieczoru zamierzał zrobić coś specjalnego, aby odegrać się blondynowi i pokazać towarzystwu, kto jest tu gwiazdą wieczoru. Było to zadanie wybitnie trudne, mając na uwadze „Misję na Marsa” w wykonaniu Deidary.

W ogródku.

Sasuke wyszedł na dwór, poszukując wzrokiem pewnej blond czupryny. Złość mu trochę przeszła i miał ochotę podręczyć tegoż pijanego osobnika. Tymczasem usłyszał głos Sakury koło basenu.

- Naruto, poznaj Sai’a – przedstawiła mu chłopaka o czarno, krótko ściętych włosach, z którego spływała woda spod ubrań. Chwilę wcześniej jakiś inteligent wrzucił go do wody w basenie.

- Witam – przywitał się, uśmiechając się łagodnie – Miło poznać – powiedział grzecznie, przypatrując się twarzy Uzumakiego.

- Mi również – posłał swój firmowy uśmiech wystawiając rękę do nowo zapoznanego osobnika.

Koło Uchihy

- Kurwa – przeklął ktoś nad jego uchem. Sasuke mimowolnie skrzywił się od głosu Suigetsu, który znowu się uczepił jego osoby. Czego ten debil znowu chce? – To sobie dziś nie pobzykam – mruknął niezadowolenie.

- Bzzz – sparodiował Uchiha – nawet idiota, to potrafi. – nie mógł się oprzeć, aby zrobić to durne „bzz”. Fakt, faktem. Nie było to w jego stylu, ale kto by się przejmował taką drobnostką w obecności nietrzeźwego przyjaciela?

Suigetsu spojrzał na niego urażony.

- Chodziło mi o…. – próbował mówić w miarę poważnie.

- Wiem, o co ci chodziło, ale naprawdę mnie to nie interesuje. Jak Herkules wzywa, to znajdź sobie kogoś innego, a nie zawracasz mi dupy. Bo swojej ci nie odstąpię. – powiedział twardo, rozkładając się na krześle ogrodowym i wędrując wzrokiem po ludziach w ogródku. Gdzieś niedaleko ujrzał Kibę, grającego w jakąś grę, podobną do gry w butelkę. Z tą jednak różnicą, że butelkę zastępował wazon zapożyczony z kolekcji starszej Pani Haruno.

Uśmiechnął się złowieszczo. Właśnie wpadł na genialny plan.

- O, ho! Żarcik się wyostrzył Uchiha! Jako przyjaciel, powinieneś mi pomóc zaspokoić moje potrzeby. Wiesz, że ten cały Sai, to pieprzony gej? – patrzył się zawistnie w stronę Sai’a - Jeszcze rozdziewiczy moje słonko… - powiedział niemrawo.

- O ile już nie jest rozdziewiczone – mruknął, biorąc kolejnego łyka wybornego wina z siedemdziesiątego rocznika. Trzeba przyznać, że jego dziewczyna potrafiła o niego zadbać.

Chwilę później.

Obserwował Naruto, do którego podszedł jego zalany plan – Inuzuka. Delikwent szepnął coś do ucha blondyna, poczym wpił się w jego usta. Czyżby obaj byli tak nachlani, żeby się całować? Otóż nie… za tym krył się pewien zakład, w wyniku, czego Kiba wygrał jedno z lepszych i droższych alkoholi, dzieląc się ze swoim przyjacielem wspólną wygraną. Niestety nasz drogi psiarz nie oszczędzał wódki nalewając trzy czwarte kieliszka dla blondyna. Nie trzeba było długo czekać, żeby zobaczyć tego konsekwencje.

- Cześć Uzumaki! – zagadnął ledwo kontaktującego z rzeczywistością chłopaka, Suigetsu – po drinku? – spytał, podsuwając mu kieliszek pod nos. Naruto wyciągał już rękę po szklankę, kiedy ktoś go powstrzymał.

- Na dziś już wystarczy – rzekł spokojnie Sai, odbierając szklankę z rąk Suigetsu. – nie chcemy chyba, żeby Naruto nam odleciał. Poza tym do domu, to ty go nie odstawisz. – spojrzał na niego groźnie. Najwidoczniej odczytał zamiary  białowłosego chłopaka.

- Chooolerra – mruknął niewyraźnie Uzumaki – zgubiłem porrrrtffel! – macał się po kieszeniach w poszukiwaniu tak ważnej rzeczy.

- Naruto ! – nagle, niespodziewanie rzucił się na niego Deidara – ciocia dzwoniła – zaświergotał, przytulając się do kuzyna, który analizował powoli jego słowa. Jego umysł pod wpływem procentów zwalniał nieco na obrotach.

- I co jej powiedddziałeś?

- Nic! Telefon mi do kibla wpadł! I tak fajnie bulgotał, jak ciocia coś mówiła… - gestykulował długowłosy.

-zabije mnie! – krzyknął z przerażeniem Uzumaki, rozglądając się dokoła w poszukiwaniu zagrożenia.

- A teraz zadam ci bardzo ważne pytanie. – wziął w swoje ręce twarz Naruto - Na co trzeba uważać w seksie grupowym?

- Nie wiem

-Na to, żeby nie zostać pominiętym!!! Haha, to idziemy na seks grupowy z tymi dwoma? – zaśmiał się, pokazując palcem na Suigetsu i Sai’a, którzy uśmiechnęli się na propozycję długowłosego.

- Ja… yyy. Moja dziewczyna. Ja nie.. muszę po wodę! – zerwał się szybko z miejsca, w poszukiwaniu jakiejś dziewczyny. Może i był pijany, ale nie na tyle, aby godzić się na seks grupowy. Przed oczami śmignęła mu postać pewnej brunetki.

- Hinata! – krzyknął, podbiegłszy do dziewczyny i łapiąc ją za rękę. – pomóż, proszę..

- Naruto? – spytała zaskoczona – co się stało?

- Bądź moją dziewczyną! – Hyuuga lekko się zarumieniła – tylko na jeden wieczór, proszę. Jak mi nie pomożesz, to to… nie chcesz sobie tego nawet wyobrażać! – jęknął.

Brunetka zawiodła się trochę, ale zapaliła się w jej sercu mała iskierka nadziei. W końcu to ją Naruto o to poprosił!

- Zgoda – uśmiechnęła się.


Itachi dzwoni do Sasuke

- Sasuke? – krzyczał głos w telefonie.

- Taa.. czego? - mruknął, bawiąc się materiałem od sukienki Haruno.

- Jest w pobliżu Naruto?

- Nie wiem.. – odparł niezainteresowany.

- Tak czy nie? – podniósł głos.

- A co, kurwa jego niańka jestem? – krzyknął zdenerwowany.

- Jak nie chcesz kłótni w domu, to mi go daj do telefonu! – odkrzyknął starszy brat.

- chwila… - zerwał się z kanapy i wolnym krokiem wraz z Sakurą podszedł do blondyna, trzymającego brunetkę w objęciach – to do ciebie, głąbie. – powiedział oschle.

- Taaak? – czknął wesoło, odbierając komórkę z rąk Sasuke.

- Naruto, twoja matka się o was nie pokoi. Gdzie twoja komórka?

- Moja, haha. Gdybym to ja wiedział! – zaśmiał się, drapiąc się ręką po głowie - A wiesz, co? Nie uwierzysz jak ci powiem!

- A co mi powiesz? – zapytał rozbawiony Itachi.

- Komórka Deidary się utopiła! Haha, zrobiła plum! – wrzucił kostkę cukru do szklanki z wódką, naśladując wydarzenie, w którym telefon jego kuzyna brał udział.

- Naruto … wracaj do domu – powiedział spokojnie.

- Ale ja nie… bo boję się, gdy ciemno jest! Nie mam latarki I GPS – zamilknął – i portfela. – kutwa, ktoś mi zajebał – przeklął pod nosem.

- Eh.. przyjadę po was, tylko już niczego nie pij – nakazał przez telefon.

- Ale te trunki są wyśmienite! – upierał się.

-Nie pij! – krzyknął - I daj mi Sasuke do telefonu!

- Phi, po co ci on? Ze mną się lepiej gada i w ogóle, wiesz że…

Sasuke odebrał mu komórkę z ręki.

- I co? – zapytał się od niechcenia.

- Zbieraj się, przyjadę po was i dopilnuj, żeby ten wariat już niczego nie pił.

Na naszej wycieczce – Itachi słyszał w tle
Kiedy słońce świeci
Jest taka maszyna
Do robienia dzie...

... wczyno kochana
Pokaż mi kolana
A ja ci pokaże
Stojącego pa...

... liło się w piecu,
A w kominie sadza

Pół godziny później

Itachi zadzwonił do młodszego brata z wiadomością, że jest na miejscu i czeka na nich przed domem. Niestety Sasuke miał mały problem. Nie słuchając brata, nie dopilnował tego, aby Uzumaki niczego już nie pił. Skutkiem tego był taniec blondyna na stole z paroma innymi osobami.

- Uzumaki – odezwał się – złaź natychmiast z tego stołu! – rozkazał zły.

Naruuto spojrzał na niego z głupim uśmieszkiem.

- Nie umiesz się bawić! – zarzucił mu.

Uchiha ścisnął pięści ze wściekłości i rzekł do przyjaciela.

- Neji, pomożesz mi go zataszczyć do samochodu brata. Ale jeszcze przed tym, zrób mu kompromitujące zdjęcia. W końcu coś za coś. Będzie mógł szantażować tego idiotę.

- Myślałem, że się nie przyjaźnicie. A ty go do domu zabierasz? – zdziwił się.

- Bo nie przyjaźnimy. Nie robiłbym tego, gdyby ojciec mi nie kazał. – warknął niemiło, poczym wszedł na stół, stojąc koło blondyna. – idziemy.

- Nie, nie. Chwila draniu. Zabaw się trochę! – obrócił się w koło, tracąc równowagę i lecąc na Uchihę. Sasuke nie robił sobie z tego nic. Stał tylko, uśmiechając się perfidnie. O to teraz, wielki Uzumaki, przytula się do niego, trzymając go za tyłek i gniotąc go zawzięcie.

Pstryk!

- A co to? – spytał pijanym głosem Naruto, nie zauważając na Neji’ego robiącego zdjęcia – takie miękkie w dotyku…

- Velvet, kurwa – odparł – zabieraj łapy z moich pośladków sieroto.


Samochodem.

Wracali do domu z dwoma nietrzeźwymi blondynami na tylnych siedzeniach.

- Sasuke! – krzyknął uradowany Naruto, wystawiając głowę w przerwie pomiędzy kierowcą i przednim pasażerem. Oczy mu się zaświeciły.

- Czego? – warknął

- Gdzie jedziemy?

- Do domu.. A przypomniałem sobie coś.

- Hę? Co?

- Wpadłeś w oko Suigetsu. Chciałby cię przelecieć. – oznajmił wrednie Sasuke.

- Wpadłem? O rany! I co teraz z jego okiem? Musi do okulisty iść nie? Ale mu te oko, to mu nie wypadło, co nie? I Przelecieć mnie? To znaczy zbić, tak? O kurde… i to wszystko przez to oko! Ale Itachi… ty mnie uratujesz prawda? – spojrzał błagalnie w stronę starszego Uchihy.

- Nie muszę, skoro mu się spodobałeś.

- Spodobałem? – zapytał. – W sumie to on też mi się spodobał – mruknął – a kto to w ogóle jest, bo ja gościa nie znam?

Drugiego dnia.

Przewrócił się na bok.

- Ja pierdolę.. – miał w głowię obrazy wczorajszej nocy, jak usiłował pocałować Sasuke na dobranoc, tłumacząc, że to na „polepszenie stosunków”. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co myśli o nim młodszy Uchiha – nie piję – jęknął, zwalając się po jakimś czasie z łóżka w celu pójścia do łazienki. Niestety, wchodząc do łazienki omal nie doznał uszczerbku na zdrowiu, widząc uradowanego, kręcącego tyłkiem, Deidarę, który tańczył przed lustrem ze szczoteczką do zębów, podśpiewując:

„Szczotka pasta, potem ciepła woda, tak się zaczyna wielka przygoda, myje zęby, bo wiem dobrze o tym, kto ich nie myje ten ma kłopoty...Żeby zdrowe zęby mieć, trzeba tylko chcieć. Szczotko, Szczotko,
hej szczoteczko o!o!o! Zatańcz ze mną tańcz w kółeczko. o!o!o! W prawo, w lewo, w lewo, w prawo.
o!o!o! Po jedzeniu kręć się żwawo. o!o!o! W prawo, w lewo, w lewo, w prawo. o!o!o! Po jedzeniu kręć się żwawo. o!o!o! Bo to bardzo ważna rzecz żeby zdrowe zęby mieć!”

Naruto jęknął cierpiętniczo, widząc zajętą łazienkę i wyszedł, kierując się do innego pomieszczenia z tą samą funkcjonalnością.

Po jakimś czasie.

- Naruto, skarbie – odezwała się Kushina, wchodząc do kuchni. – Mógłbyś kupić bułki, jajka i jakieś wędliny na mieście? Zrobiłabym omleta na obiad.

- No… dobra. Ale nie wymagaj dziś ode mnie szybkiego tempa. Już mi wystarczy, że wszystko wokół mnie wydaje się poruszać z zawrotną prędkością.

- Och, Naruto. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki byłeś wczoraj zabawny z Deidarą. Dawno z ojcem się tak nie uśmialiśmy. – zaśmiała się łagodnie.

- Nawet nie chcę wiedzieć, co takiego robiliśmy…

Parę godzin temu

- Voldemort się zbliża!- krzyknął Deidara, widząc zbliżającego się Minato z kubkami miętowej herbaty.

- Gdzie ta przeklęta miotła? Jak to leciało adio adio avada Kadabra!

- Nie tak, idioto! Tak się zabija, to leciało inaczej! Patrz! – Deidra złapał kij od mopu, udając, że przywołał miotłę – Patronuss! – krzyknął.

- Naprawdę nie chcę tego pamiętać. To było kompromitujące. – mruknął, chowając głowę w rękach.