A takie tam :)

JESZCZE ŻYJĘ

sobota, 27 sierpnia 2011

Złudna iluzja VI


Nieźle wkurzony wtargnął do domu jak jakiś tajfun. Trzasnął drzwiami tak, że huk rozniósł się po całym domu, a lustro przy wejściu zatrzęsło się niebezpiecznie. Zdjął buty i rzucił niechlujnie kurtkę na wieszak.

- Co on sobie wyobraża?! - Miotał się po kuchni, w poszukiwaniu czegoś do picia - Co za dupek! W co on mnie wkręcił!? - złapał za butelkę wody mineralnej i upił z niej kilka łyków - Ja pierdole! Wszystko oprócz matmy! - otarł ręką krople wody przy kącikach jego ust - DUEPK wkręcił mnie w referat z matmy!! Nie wierzę! - walnął pięścią o blat szafki - Jak ja mam to zrobić, do cholery?! Przecież to niemożliwe! Napiszę zadania z treścią, których nikt nie rozwiąże! Cholera!! KUSO! - przegryzł zębami swoje wargi, powodując, iż czerwona ciecz zaczęła spływać mu po brodzie - Ze wszystkiego mogę napisać referat, ale nie z matmy! To czarna magia!! - osunął się po pomarańczowej ścianie ze zrezygnowania - I co ja teraz zrobię? - rozpaczał - Wiem, Itachi! Ten koleś jest geniuszem, pomoże mi! - wstał błyskawicznie, ciesząc się w duchu, za ten wspaniały pomysł - Koleś nie zostawi kumpla w potrzebie! - uradowany, w poskokach udał się do pokoju, w celu odrobienia lekcji.

Zerwał się z kanapy, zerkając na zegarek, który wskazywał na godzinę siedemnastą.


-To już ta godzina! - z uśmiechem na twarzy złapał za torbę, zbiegając ze schodów. Zerknął w lustro, poprawiając blond włosy i z zadowoleniem wyszedł z domu, zamykając je na zamek.

Udał się do domu państwa Uchihów. Ich dom, stał obok mieszkania Uzumakich. Właściwie, to byli sąsiadami, więc jasnowłosy nie musiał się spieszyć. Klika kroków, pare metrów i jest przed drzwiami domu z jednej z najbogatszych rodzin w Tokio. Stał przez chwilę, zastanawiając się, co powinien powiedzieć. Kiedy postanowił, że nie ma to sensu, wyciągnął rękę i nacisnął na owalny dzwonek, który wydał z siebie dźwięk, oznajmiając właścicielom domu, że ktoś złożył im wizytę. Drzwi otworzyła mu uśmiechnięta, drobna brunetka.


- Dzień dobry Naruto – przywitała go, zapraszając gestem ręki do domu. Może i widziała blondyna jedynie w kapturze, ale znając jego ojca, nie musiała się domyślać, kto zawitał do jej „skromnych” progów. Uzumaki był wypisz i wymaluj po ojcu. Taka jego miniaturka.


- Dzień dobry! – niepewnie wszedł w progi mieszkania, rozglądając się dookoła.


- Chłopców jeszcze nie ma, ale myślę, że lada chwila któryś z nich przyjdzie – poinformowała kobieta, kierując się w stronę kuchni.


Naruto poszedł w jej ślady.


- Masz na coś ochotę? – spytała, odwracając się do niego.


- Jasne! Ma pani sok? – rozglądał się po pomieszczeniu, które było pomalowane w kolorze fioletowym. Piękne, dębowe szafki zdobiły ściany kuchni, a nowoczesne urządzenia kuchenne dawały odczucie jakby ten cały pokój wyjęty był z katalogu jakiegoś magazynu.


- Co tam pani pichci? – spytał, zauważając kilka jajek, kilogram mąki, cukier, mleko, wałek i miskę, które prezentowały się na jednym z blatów szafek.


- Ciasto – odrzekła, podając mu szklankę soku. – Chcesz mi pomóc? – uśmiechnęła się promieniście.


- Ależ oczywiście! Nie można zostawiać kobiet w potrzebie! – krzyknął uradowany – a będę mógł potem mały kawałek ciacha? – posłał jej zniewalający uśmiech.


- Tak, tak – pokiwała z rozbawieniem głową – to będzie twoja nagroda.


Chłopak upił kilka łyków soku i zabrał się za pieczenia ciasta wraz z panią Uchiha. Rozbił jajka, dodał cukru i zaczął miksować. Trochę niezdarnie, iż mąką z jajkami ochlapała mu twarz. Zrobił naburmuszoną minę, przecierając policzek, w celu pozbycia się białawej mazi. Mikoto zaniosła się łagodnym śmiechem. Blondyn wycierając się nieporadnie, tylko pogorszył sprawę. Zamiast pozbyć się mazi, rozprowadził ją po całej twarzy. Po chwili oboje się śmiali. Szczerze. Naruto w duchu zazdrościł Sasuke, że ma tak cudowną matkę. Oczywiście jego też była przecudowna, ale nie miała dla niego czasu. Wciąż tylko firma i szpital. Szpital i firma. I tak kółko. Błędne koło, a tymczasem pani Uchiha nie pracowała. Przynamniej nie miała całego etapu. Pracowała dorywczo. A to sąsiadce w sklepie. A to pilnując czyjegoś dziecka. A to w pobliskiej kawiarni lub cukierni.


Nagle drzwi się otworzyły i dało się usłyszeć czyjeś kroki.


- Mówię wam, to totalny dupek i niedorajda – skarżył się Uchiha – gdzie się nie spojrzę, to go widzę. Nie zdziwiłbym się, gdyby teraz u mnie był. – odwiesił skórzaną kurtkę na wieszak.


- Przesadzasz, nie może być, aż tak źle – odrzekł szatyn, z wymalowanymi tatuażami na twarzy.


- Chcecie soku ?– spytał od niechcenia, udając się z gośćmi do kuchni. – Cześć mamo. – mruknął, kładąc torbę z książki obok stołu.


- Cześć Uchiha! – wykrzyknął mu znajomy głos – z przerażeniem, które przeplatało się ze złością, podniósł wzrok na rozkosznego blondyna, który ponętnie oblizywał palce, ssąc je nawzajem. Brunet przełknął z trudem ślinę., stojąc jak posąg. Ten widok… miał coś w sobie.


- Daj jakąś wodę z lodówki – pojawił się szatyn wraz z pozostałymi przyjaciółmi Uchihy. – Ooo… a to kto? – wskazał palcem na jasnowłosego chłopaka, który wyszczerzył ząbki.


- Uzumaki Naruto! – przedstawił się, podając umazaną rękę.


- Kankuro – spojrzał z niezdecydowaniem na dłoń chłopaka, poczym przeniósł wzrok na kobietę – Dzień dobry – przywitał się.


- Dzień dobry dzieci – uśmiechnęła się – Naruto, możesz już iść.


- A co z moim kawałkiem ciasta? – spojrzał niewinnie.


- Zarezerwowany – odpowiedziała z uśmiechem na ustach.


- Ciasto? – zajarzył z lekkim opóźnieniem Kankuro – a ja też mogę? – pojawił się obok Uzumakiego, nabierając lepkiej mazi z jego twarzy na palec – Umm… dobre – stwierdził, zasmakowawszy.


- Stary, no pewnie, że dobre, bo pomagałem, ale nic za darmo. – uśmiechnął się psotnie.


- Masz coś konkretnego na myśli? – zerknął na niego z zainteresowaniem.


- Jeszcze nie, ale będę miał. O! Przysługa, gdy będę czegoś potrzebował – pstryknął palcami, oznajmiając, że trafił w bingo.


Tymczasem dziewczyna w blond kitkach patrzała z trzema chłopakami na Uzumakiego. Przechyliła lekko głowę, mrużąc oczy. A rudowłosy chłopak wraz z pewnym brunetem o długich włosach spoglądali z zaciekawieniem na zaciekle rozmawiających chłopaków. Szczerze… Naruto to normalny chłopak, o oryginalnym wyglądzie. Pocieniowane blond włosy były lekko nastroszone, opadały gdzieniegdzie do ramion. Błękitne oczy podkreślone czarną kredką. Policzki zdobiły jakieś blizny, a w wardze widniał kolczyk z malutką strzałką, która okalała dolną część ust. Poza tym był wysoki i wysportowany. Czarne rybaczki do kolan opinały jego zgrabne pośladki, a czarna koszulka przykleiła się do jego piersi.


- Wygląda pociągająco – mruknęła Temari, lustrując chłopaka od stóp do głów – i całkiem normalnie.


- Ale normalny to on nie jest – burknął brunet.


Niecałą minutę później dało się usłyszeć trzaśniecie drzwi. Do domu wpadł nie kto inny, jak starszy z braci Uchiha. Ściągnął buty i udał się do pomieszczenia, w którym znajdowało się całe zgromadzenie.


- Sorry, że byłeś zdane na mojego nadętego brata, ale zatrzymali mnie w akademiku – przeprosił brunet.


- Spoko. Na szczęście mnie nie zagryzł –zaśmiał się, na co Sasuke zadrżał ze wściekłości. Ledwo by brakowało, a rzuciłby się na blondyna, gdyby niekarcący wzrok matki.


- Dobra, spadamy do mnie. Nara młodzieży – rzucił na odchodne starszy z braci, udając się z Uzumakim do swojego pokoju.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz