A takie tam :)

JESZCZE ŻYJĘ

sobota, 27 sierpnia 2011

Złudna iluzja XV

- Naprawdę nie chcę tego pamiętać. To było kompromitujące. – mruknął, chowając głowę w rękach.

W domu państwa Uchiha.

Sasuke dawno był już na nogach. W jego rodzinie było to normalne, że jej członkowie wstawali bardzo wcześnie. Nawet po libacji alkoholowej o godzinie siódmej rano Sasuke wziął prysznic i zszedł na śniadanie. Na jego ustach tkwił kpiący uśmieszek, którego nie omieszkał skomentować Itachi. Ale, co się dziwić. Sasuke Uchiha cieszył się jak dziecko, mając świadomość posiadania kompromitujących zdjęć blondyna. Już wyobrażał sobie szantaże i tortury, byle tylko upokorzyć Uzumakiego przy większym gronie znajomych. Miał nawet w dzisiejszym planie wywołanie zdjęć zrobionych przez Neji’ego oraz zrobienia ich kopii, by potem w szkole je rozwiesić na tablicy ogłoszeń. Oczywiście zrobiłby to, gdyby Naruto zaprzestał mu usługiwać.

Naruto mimo mocnej głowy, czuł, że ostro przegiął tego wieczoru. Pamiętał większość imprezy, ale w chwili obecnej doskwierał mu kac. Zmęczony i obolały usiadł na ławkę w parku. Zrobił już zakupy, o które został poproszony i mógł chwilę odpocząć, zważywszy na wczesną godzinę. Słońce przyjemnie grzało w twarz, a świeżo skoszona trawa nadawała przyjemny zapach lata. Było mu tak przyjemnie, że nawet nie zauważył, kiedy przysnął. Nie był to jego pierwszy raz. Zdarzało mu się parę razy przysnąć na dworze ze zmęczenia. Tym razem nie było inaczej. Zmęczenie, ból głowy a zarazem przyjemne promienie słoneczne przyczyniły się do jego dość mocnej drzemki. Wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie pewien osobnik, który pojawił się w parku.

Nieznajomy mężczyzna wraz dwójką obdartych osobników skradli się do śpiącego chłopaka. Dwaj towarzysze stanęli po bokach ławki, przytrzymując lekko ręce nieświadomego blondyna, zaś mężczyzna ze strzykawką przyłożył ją do zgięcia łokcia, wstrzykując w żyłę Uzumakiego pewien specyfik. Ukłucie w ręce obudziło Naruto. Chłopak zdezorientowany spojrzał się na mężczyznę, by chwilę później rozpoznać w nim ojca Konohamaru. Wystraszony strzepnął nieostrożnie strzykawkę, która już prawie była całkowicie pusta. Resztki krwi zabrudziły jego ręke.

- Co robisz?! – krzyknął spanikowany, usiłując zabrać siatki z ławki. Niestety dwaj mężczyźni zrzucili go na ziemię, uderzając go raz po raz. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Ledwo się poruszał. Wiedział, że po części to wina kaca, ale druga część? Najwidoczniej ojciec Konohamaru mu coś wstrzyknął.

- Oddaj mi syna, ty sukinsynie! – Wrzeszczał, uderzając go pięścią po twarzy. – Ja jeszcze cię zabije, zobaczysz! – groził, trzęsąc się. Naruto nie uszło uwadze, że mężczyzna miał rozszerzone źrenice. Od razu skojarzył fakty. Spanikowany wyrwał się z trudem z rąk naćpanego faceta i sięgnął szybko po siatki, uciekając ile sił w nogach w stronę domu. Bał się najgorszego.

Biegł ile tchu mu starczało. Ale droga wydawała mu się wydłużać. Nie widział jej końca. Wydawało mu się, że rozciąga się ku słońcu, rozgałęziając się we wszystkie strony świata. Widział ogromne drzewa, który zaczęły wychodzić ze swojego miejsca, do prowadzając do trzęsienia ziemi. Słyszał także głośne kołatanie serca, które jakby chciało się wyrwać z jego klatki piersiowej, rozrywając ją na strzępy. Do tego zaczął słyszeć głos, który zaczął do niego mówić.

„Naruto, dawno się nie widzieliśmy, zatęskniłeś za mną? Może wrócisz i ich zabijesz? Pamiętasz jak kiedyś już robiliśmy?”

Przymknął na chwilę oczy. To musiała być kokaina. Inaczej nie odezwałoby się jego drugie ja. Nie miałby przyśpieszonego bicia serca i drgawek. Musiał jak najszybciej dotrzeć do domu, zanim padnie na ziemię z powodu za dużej dawki tego narkotyku. Na szczęście kokaina powodowała, że nie czuł zmęczenia i mógł biec szybciej.

Dobiegł do domu, trzymając się za rękę, w którą strzyknięto mu narkotyk. Na dworze była jego matka, która rozmawiała z panią Mikoto. Już całkowicie stracił poczucie, co jest rzeczywiste, a co nie. Gdzieś granica rozsądku i dobrych manier odeszła w zapomnienie.

Naruto podszedł z aroganckim uśmiechem na twarzy do Kushiny.

- Włosy ci się palą, mamo – parsknął z rozbawieniem, patrząc w oczy zaskoczonej kobiety. Naprawdę widział, jak się paliły niczym pochodnia w czasie igrzysk olimpijskich, wznosząc się coraz wyżej i wyżej – Chyba nie będzie dziś omletów, bo mi coś dali w żyły – zaśmiał się szczęśliwie, podstawiając rękę ubrudzoną pozostałością krwi z siatką w ręce pod oczy przerażonej matki. Kushina przełknęła z trudem ślinę, spoglądając na syna. Mikoto także zerknęła na swoją przyjaciółkę z przerażeniem. – A najlepsze jest to – zaczął Naruto – że chyba mi tego trochę za dużo dali, bo zaczynam mieć objawy przedawkowania – ponownie się zaśmiał, a z jego nosa pociekła krew, którą wytarł w rękę – Nawet moja ręka się pali – patrzył zafascynowany na ślad krwi, oglądając ją z jednej i z drugiej strony – Wiesz, że już zapomniałem, że Charlie potrafi być taki przyjemny? – parsknął ponownie na wspomnienie z dawnych czasów.

Roztrzęsiona Kushina uderzyła syna w policzek. Naruto podniósł wściekły wzrok na matkę.

- Co robisz kobieto?! – warknął zły, łapiąc się za policzek. Kolejnym objawem wzięcia tego narkotyku była wzmożona agresywność.

- Zachowuj się! – krzyknęła roztrzęsiona.

- Bo co?! Zrobisz mi coś?! – zaśmiał się ponownie – Haha, chcieli mnie zabić, idioci i co? A ty nic? Nadal żyję, widzisz? Za długo się brało, żeby mogli mnie zabić tak śmieszną daaa – zapowietrzył się. Nie miał pojęcia, gdzie się obecnie znajduje. Widział białe ściany, które kurczyły się, przygniatając jego klatkę piersiową tak mocno, że ledwo mógł złapać powietrze.

Kushina widząc stan syna, wyciągnęła kluczyki od samochodu, ciągnąc Naruto w stronę auta.

- Mikoto, proszę zajmij się Konohamaru. Zadzwonię do ciebie później – krzyknęła drżąca, wsiadając do czarnego BMW i odjeżdżając z piskiem opon w stronę szpitala.

#

Poniedziałek.

Sasuke minionego wieczoru wrócił późno w nocy od Neji’ego. Nie miał, więc styczności z rodziną. Tak samo dzisiejszego poranka. Wstał wcześnie rano, idąc do szkoły, wcześniej zahaczając do sklepu. Kupił parę bułek i wodę, poczym udał się do instytucji edukacji. Po drodze rozmyślał, jak zaczepić Uzumakiego, doprowadzając go do wściekłości. Miał wiele pięknych wizji, których nie mógł wprowadzić w życie. Otóż Naruto Uzumaki nie pojawił się w szkole.

- Niech go szlag – przeklął pod nosem, zasiadając do ławki, kiedy zaczęła się pierwsza lekcja tego dnia.

Humor polepszył mu się dopiero później, kiedy na jednej z przerw został poruszony temat Uzumakiego.

- Ale on świetnie śpiewa! – zachwycała się Ino, która przysiadła się do dziewczyn, opowiadając o sobotniej imprezie u Haruno. – Mówię wam, biorę się za niego! – oznajmiła rozmarzona, gestykulując we wszystkie strony.

- Lepiej uważaj, może on gustuje w innej płci – wtrącił się Uchiha, który podszedł do dziewczyn, spoglądając w stronę blondynki.

- Mówisz tak, bo jesteś zazdrosny! – zarzuciła mu, spoglądając na niego groźnie. I pomyśleć, że kiedyś się za nim uganiała. Widocznie odkąd był z Sakurą, Ino straciła zainteresowanie wobec jego osoby. Przynajmniej o jedną idiotkę mniej, pomyślał.

- Mówię tak, bo mam dowody – uśmiechnął się wyzywająco, nie spuszczając wzroku z oczu Yamanaki.

- Kłamiesz – trzymała się swojego.

Uśmiechnął się tylko.

- Jeszcze zobaczysz, że mówię prawdę – powiedział, poczym odwrócił się i odszedł. Pierwszy krok do zniszczenia reputacji Uzumakiego, postawiony.

Niestety tego dnia wydarzyło się jeszcze coś, czego nie miał w planie. Neji dostał zdjęcie obściskującego się Naruto z Hinatą. Nie trzeba pisać, jak zachowywał się kuzyn Hyuugi w chwili obecnej. Wściekły lew wydaje się być o wiele mniej groźniejszy od niego.

- Zabiję gnoja! – warczał i wygrażał się przy przyjacielu, mówiąc mu, co zrobi jak dostanie Uzumakie’go w swoje ręce.

Szpital.

Naruto czuł się okropnie. Przez całą noc nie zmrużył oka, a żołądek zaczął mu się przewracać z głodu. Była dziesiąta rano, a on już się nudził. Chciał wrócić do domu, aby zjeść coś ciepłego i w miarę pysznego. Nie mógł patrzeć na jakąś ohydną kaszkę przed jego nosem. Nie był przecież niemowlęciem, aby zajadać się takim żarciem. Ogólnie czuł w sobie pustkę i jakiś wewnętrzny niepokój wymieszany z depresją. Nastroju nie poprawił mu także sms od Kiby, który oznajmiał mu, że Hyuuga chce go zabić.

- Ja jebię – mruknął, przewracając się na drugi bok i zakrywając się kocem, jakby chcąc uciec przed światem.

Szkoła.

- Jak wiecie, w naszej szkole odbywają się coroczne pokazy talentów. – zaczął nauczyciel angielskiego. Iruka Umino – szatyn o ciemnych oczach, średnim wzroście z blizną przecinającą mu nos. – W tym roku nasza szkoła chce wysłać utalentowanych muzycznie uczniów na konkurs talentów międzyszkolnych w województwie. Liczę na chętnych. Można wygrać naprawdę wspaniałe nagrody – zachęcił.

- Taa.. długopis na pamiątkę – mruknął Shikamaru, słuchając jednym uchem nauczyciela. – Chyba już wolę zaciągnąć Naruto do klubu R&B. – rozłożył się na ławce.

- Pff… - prychnął Inuzuka, który siedział razem z Shikamaru w ławce – Nigdy by się nie zgodził. – plunął papierową kulką z długopisu we włosy Rock Lee. Obecnie fryzura garncarza była ozdobiona wymyślnym ułożeniem białych kulek, robiąc wrażenie, kosmicznego hełmu

- Zależy. Słyszałem od matki, że jego ojciec ma problemy finansowe – odparł. – Trzeba go podejść w odpowiednim czasie.

#

Sasuke wrócił do pustego domu. Nie był to pierwszy raz. Przeważnie tak się działo. Ojciec w policji, matka u sąsiadki a brat na studiach lub u kolegi. Odłożył plecak i poszedł do kuchni, gdzie czekał na niego obiad do odgrzania. Jego matka była zbyt troskliwa o swoje dzieci i zawsze gotowała dla nich obiad. Zjadł kotleta z ziemniakami i surówką i wyszedł z domu, udając się na trening boksu. Niedługo miał Wielki Dzień.

#

Następnego dnia Uchihę przywitał miły widok. Uzumaki raczył się zjawić w szkole. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to jak wyglądał. Blada cera, sińce pod oczami, zadrapania na twarzy, długa bluza z rękawami, mimo wysokiej temperatury tego dnia.

- Zabalowało się, Uzumaki? – zahaczył go na korytarzu, pytając się go z rozbawieniem, które jednak szybko minęło, kiedy Naruto podniósł na niego groźny wzrok.

- Śmiej się, skoro nie znasz prawdy – odparł z chrypką w głosie – Chociaż może byś się ucieszył, gdybym zdechł w szpitalu – dodał jeszcze, poczym odszedł, idąc przed siebie. Uchiha zamrugał oczami zaskoczony i odwrócił się w stronę Naruto, by coś do niego powiedzieć. Niestety Shikamaru Nara i Kiba Inuzuka mu to uniemożliwili, rzucając się na przyjaciela, komentując jego wygląd. Pozwolił sobie, podsłuchać ich rozmowę, z której wynikało, że chłopak nie wziął udziału we wczorajszych zawodach.

#

Wrócił do domu, zastając wszystkich członków swojej rodziny w jadalni. Czuł się jakoś dziwnie, widząc ich niemrawych i jakiś milczących przy obiedzie. Odłożył torbę z książkami i dosiadł się do stołu, przywitawszy się z nimi. Spojrzał na matkę, potem na ojca a na końcu dopiero na Itachiego, który wskazał głową na rodziców.

- Złapaliście tych ludzi, którzy napadli syna Kushiny? – spytała zdenerwowana Mikoto, która patrzyła na ich ojca wyczekująco. Już dawno odłożyła widelec na talerzu, nie dokończywszy obiadu.

Fugaku spojrzał na żonę, przeżuwając kawałek mięsa w ustach. Przełknął jedzenie i powiedział.

- Jeszcze nie. Nie znamy ich wizerunku. Naruto musi nam ich opisać.

Mikoto poderwała głowę do góry.

- Chcesz, żeby ten chłopak opisał ci tych ludzi?! Przecież, wiesz, kto mu to zrobił! – krzyknęła, zerwawszy się od stołu. Sasuke spojrzał na matkę zaskoczony. Jeszcze chyba nigdy nie widział jej tak podenerwowanej.

- To, że wiem, kto za tym stoi nie pomaga mi w tym, jeśli nie znam wyglądu tego człowieka – odparł chłodno. – Siadaj i nie dramatyzuj. Dobrze, że chłopak w ogóle żyje. – dodał stanowczo.

Kobieta jednak rzuciła groźne spojrzenia na mężczyzna i wyszła z domu, udając się do sąsiadki.

Fugaku westchnął i spojrzał na najmłodszego syna.

- Odwiedziłbyś przyjaciela. Może uda ci się wydostać od niego informacje jak wyglądali jego napastnicy. Powiedz mu, że jeśli chce, aby jego rodzinie nic się nie stało, to ma przyjść do mnie. – powiedział tonem, nie wznoszącym sprzeciwu.

Sasuke niemrawo przytaknął głową. Nie cierpiał, kiedy ojciec odzywał się takim głosem. Z drugiej strony, miał wymówkę, żeby dowiedzieć się prawdy na temat wyglądu Uzumakiego.

Po skończeniu obiadu udał się na przeciwną stronę ulicy, gdzie znajdował się dom Naruto. Zadzwonił na dzwonek, czekając jak ktoś raczy mu otworzyć.

- Czego? – mruknął ochrypły głos, który należał do Naruto. Chłopak spoglądał, na Uchihę z wymalowanym niezadowoleniem na twarzy i irytacją. Sasuke zignorował postawę chłopaka i wszedł do środku, nie czekając na zaproszenie. Kątem oka zauważył, że blondyn miał na sobie bluzę bez rękawek, odsłaniającą rękę owiniętą w bandaż.

- Gadaj, co ci się stało. – rozkazał, patrząc wyczekująco na blondyna, który zamknął drzwi za Uchihą.

- A co cię to interesi, Uchiha? – burknął, opierając się plecami o framugę drzwi i patrząc uważnie w oczy Sasuke.

- Ojciec chce, żebyś złożył zeznanie – powiedział obojętnie, siadając na schodach, które prowadziły na pierwsze piętro domu. Były szerokie, poskręcane i drewniane, ale mimo to, wygodne.

Naruto westchnął, wywracając teatralnie oczami.

- Kiedy? - spytał, zaskakując tym samym bruneta, który spojrzał na niego podejrzanie. Zmrużył oczy, przyglądając się sylwetce blondyna – No, co? – prychnął rozjarzony zachowaniem gościa.

- Za szybko się zgodziłeś – stwierdził. – Znając ciebie, powinieneś się nie zgodzić dla samej zasady z niezgadzaniem się ze mną – wyjaśnił, wciąż wpatrując się w Uzumakiego. Tym razem jednak na jego twarzy ukazał się cień triumfalnego uśmieszku. – Ale przynajmniej zaoszczędziłeś mój czas, zbieraj swój kościsty tyłek i idziemy do mnie Casanovo.

Naruto spojrzał na niego zdziwiony. Zmrużył brwi, przyglądając się brunetowi.

- A tobie, co znowu odwaliło? – mruknął. – To ty robisz za Casanovę w szkole. – sięgnął po skórzaną kurtkę z wieszaka.

- Od pamiętnej imprezy u Haruno, ta rola spadła na ciebie – uśmiechnął się zadowolenie, podchodząc do Uzumakiego i zatrzymując się za jego plecami. – Nawet ci pokażę fajne zdjęcia – szepnął mu perwersyjnie do ucha, przyprawiając Naruto o chwilowe dreszcze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz