A takie tam :)

JESZCZE ŻYJĘ

sobota, 27 sierpnia 2011

Złudna iluzja IV




- Uważaj jak chodzisz! – syknął czarnooki.

- To lepiej ty uważaj, gdzie stoisz paniusiu! – warknął chłopak w kapturze. – Zejdź mi z drogi!

- Wiesz do kogo mówisz? – zlustrował go chłodnym spojrzeniem. „Kolejny dzieciak prosi się o manto”.

- Nie, i gówno mnie to obchodzi! Zjeżdżaj mi z oczu.

- Przegiąłeś – warknął Uchiha, chwytając chłopaka za kołnierz – przeprosisz? – syknął.

- Ani mi się śni – szarpnął się.

„No… Uchiha, przywal mi, bo zaraz sam to zrobię”. Gorączkował się jasnowłosy, chwaląc swój genialny pomysł. Nie czekał długo, gdyż pięść brunet powędrowała w błyskawicznym tempie w jego brzuch, a potem w twarz. Powalił zakapturzonego chłopaka, siadając na nim okrakiem i chęcią przywalenia mu jeszcze kilku razy. Zrobiłby to, gdyby nie silna ręką, która gwałtownie odepchnęła go na szafkę.

- Uchiha! Co tu się kurna dzieje?! – warknął szaro włosy mężczyzna, spoglądając na chłopaka - czy ty wiesz, że dzisiaj jest wywiadówka? Myślałem, że jesteś mądrzejszy – skarcił ucznia, pomagając wstać „poszkodowanemu” – Nic ci nie jest?


- Raczej nie… - stanął, otrzepawszy się z brudu.

- Dureń sam zaczął – warknął rozłoszczony kruczowłosy, który wpatrywał się zabójczym wzrokiem na zakapturzonego chłopaka.

- Jak dzieci… - skomentował nauczyciel – wszystko widziałem, i nie mów mi, że to normalne bić osobę, która przez przypadek na kogoś wpadła – machał pouczającym palcem – wszystko powiem ojcu!

- A niech pan mówi, mało mnie to obchodzi – burknął, kierując się w stronę sali lekcyjnej.

- Jeszcze nie skończyłem! – wydarł się.

- Ale ja tak.


*

- Nie wiem, co w ciebie wstąpiło – szeptał donośny, męski głos – nie wszystko można załatwić siłą, zresztą, powinieneś to wiedzieć – tłumaczył – mamy szczęście, że rodzina chłopaka nie dała sprawy do sądu. Jakby to wyglądało? Syn komendanta policji oskarżony o pobicie? – burzył się czarnowłosy mężczyzna, o przydługich czarnych włosach.


- Mówię przecież, że sam zaczął – bronił się czarnowłosy chłopak.


- Nie obchodzi mnie to, kto pierwszy zaczął. Jako syn komendanta policji powinieneś być rozsądniejszy.


Trwała zacięta dyskusja pomiędzy synem, a głową rodziny Uchihy przed jednym z domostw. Ściany domu były pomalowane na jasnoniebieski kolor. Dach zaś, bił najczystszą bielą w okolicy. Okna były udekorowane czerwonymi zasłonami, które widoczne były z zewnątrz. A ogródek szczycił się najróżniejszymi roślinami, których nie można było znaleźć w gródku zwykłego mieszkańca jednej z dzielnic Tokio. Rodzina państwa Uchihy stała w komplecie przed mieszkaniem przyjaciela pana Fugako.

*

Siedział rozwalony na pościelonym łóżku z słuchawkami w uszach. Słuchał piosenki zespołu


„Maximum the hormone” nucąc po cichu jej tekst.

"KIRA"
We are the "KIRA"
My name is "KIRA"
Even your "KIRA"

…”


Nie wiedział czemu, ale za każdym razem, kiedy słuchał tej piosenki, przypominały mu się dawne czasy.


Wtedy, kiedy był chuliganem. Oczywiście nie wyłudzał haraczy, czy też nie bił nie winnych ludzi. Bił się z tymi, którzy na to zasłużyli. Musiał pokazać, kto tam rządzi. Dawne miasto nie było bezpieczne, a dzięki bójką i plotką, które wymyślano na jego temat, mógł z łatwością utrzymać spokój. Wystarczało, że pokazał się w jakimś zaułku, gdzie działo się coś nieprzyzwoitego, a przestępcy uciekali na sam jego widok. Nawet jeśli było ich kilku, woleli zniknąć z oczu Uzumakiego. Krążyły legendy, że jest synem demona, który na własną rękę wykonuje sprawiedliwość, i że owy chłopak należy do najgroźniejszego gangu, który nie popuszczał płazem, jeśli któryś z jego członków został pobity. Ruszał na łeb, na szyję, robiąc krwawą bójkę – nie zostawiając nikogo żywego.


Siedział tak, wpatrując się w biały sufit. Kiedy wrócił do domu, od razu ulotnił się do swojego pokoju. Nie chciał, by jego rodzice zauważyli limo pod jego okiem. Zwłaszcza ojciec, który spytałby się czy oddał swojemu napastnikowi. Rodzice doskonale znali „przeszłość” chłopaka – co dość często żartowali z niego, że mają pod dachem seryjnego mordercę. Ale także wiedzieli, że chłopak potrafi się bić, spuszczając manto zarozumiałym opryszkom. Toteż nie martwili się zbytnio o chłopaka.

Z kapturem nałożonym na głowie, uniósł się lekko, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Podparł się na łokciach, nasłuchując.


- Synu! Chodź się przywitać – usłyszał donośny głos ojca.


Z wymalowanym nie zadowoleniem sturlał się z łóżka, udając się po schodach na dół, gdzie czekała na niego cała rodzinka czarnowłosego gbura. Podszedł do wszystkich zgromadzonych.



„Kurwa! To nie możliwe, że ten dupek, którego pobiłem dzisiaj w szkole jest synem kumpla mojego ojca” – denerwował się czarnowłosy – „Kurwa, nie żyję, kiedy ten się wypapla – już po mnie” – przełknął z trudem ślinę, spoglądając z obawą na zakapturzonego chłopaka, który podszedł do jego ojca.


- Witam – wyciągnął rękę w stronę Fugato – Miło mi pana poznać – uśmiechnął się pod kapturem.


- Mi ciebie również, synu – odwzajemnił uścisk.


Chłopak skierował się do matki Sasuke.


- Witam, panią – wyłożył dłoń, jakby prosząc kobietę do tańca. Czarnowłosa padała mu rękę, która chwilę później została ucałowana przez chłopca. – Pięknie dziś pani wygląda – pochlebił starszą kobietę.


- Jaki wychowany – uśmiechnęła się ciepło, żałując w środku, że jej młodszy syn nie przypomina tego, wychowanego chłopca.


Uchiha odetchnął z wielką ulgą, na to, że jego ofiara nie wspomniała dzisiaj nic, o wydarzeniu w szkole.


- Cześć, kolego! – dotknął z zaskoczenia ramię Uchihy – I jak tam? Mam nadzieję, że nie miałeś zbyt dużych kłopotów przeze mnie.


Czarnooki wyszczerzył oczy. Język utknął mu w gardle, a ciało stało w bezruchu jakby było sparaliżowane. Modlił się w duchu, żeby jego ojciec nie usłyszał słów „małego” gnojka. Zmarszczył niebezpiecznie brwi, rozglądając się dookoła. Na szczęście nikt ze starszych nie słuchał ich, gdyż byli pochłonięci nadzwyczaj, interesującą rozmową. Chłodnym wzrokiem spojrzał na niższego chłopaka.


- Złość piękności szkodzi – skomentował, odwracając się do brata Sasuke, którego przywitał.


- Zaraz do was dołączę – powiedział łagodny, męski głos należący do Itachiego – najpierw muszę coś zjeść. Od powrotu ze studiów jeszcze nic nie jadłem – wytłumaczył, kierując się w stronę salonu, gdzie było jedzenie.


- Spoko, znam ten ból nie jedzenia. Mój pokój jest na górze. Drugie drzwi po prawej – krzyknął, przykładając rękę do ust.


Spojrzał na bruneta, poczym spytał.


- Idziesz?


- Taa.. – odpowiedział bez żadnego entuzjazmu, wlokąc się za zakapturzonym chłopakiem po schodach w górę.


Weszli do pokoju, zamykając drzwi. Sasuke usiadł na fioletowym fotelu obok komputera, a gospodarz klapnął na zielone łóżko. Pokój był dość spory. Biurko na dwa metry, na którym walały się dzisiejsze książki. Komoda, z której wystawały skarpetki. Szafa, w której znajdowały się nierozpakowane jeszcze pudła, po przeprowadzce. I balkon. Wielki balkon, z którego można było podziwiać ulicę – jakże urocze.


- Dzięki – odezwał się chłopak w kapturze.


- Za co? – spytał zdziwiony czarnowłosy, któremu coś tu nie pasowało.


- Za to, że pomogłeś mi pozbyć się plotek na temat mojej osoby – ściągnął kaptur, zza którego rozsypały się blond kosmyki. Spojrzał na Uchihę wdzięcznym wzrokiem, wpatrując się błękitnymi tęczówkami w czarne jak węgiel oczy. Sasuke dopiero teraz dostrzegł spore zabarwienie koło oka. Limo, które sam mu zaserwował, nie prezentowało się najlepiej na przystojnej twarzy chłopaka. Z poczuciem winy zerwał się z fotela, podchodząc do blondyna. Ujął w dłoń jego podbródek, lustrując uważnie nienaturalne zabarwienie.


- Mocno boli? – spytał się, a w jego głosie można było usłyszeć jakby żal do samego siebie. Może i chłopak go wkurzał, ale miał też w sobie to coś, co nie pozwalało mu przejść obok niego obojętnie.


- Może trochę, ale przestanie – uśmiechnął się szczerze.


- Trochę? – spytał poirytowany – Czy ty wiesz kto cię walnął? – gotowało się w nim od środka. Przecież jego pięść serwowała najmocniejsze manta w całej szkole, a ten mówi, że „trochę” go boli?!


- Taaa, taka czarna wiewiórka, której zabrałem orzeszka – wywrócił teatralnie oczyma – nawet teraz się na mnie dziwnie patrzy – wytknął mu język – bywało gorzej, lepiej uważaj, żebym ja cię nie pobił – uśmiechnął się psotnie.


- Nie dałbyś rady – oderwał się z kucków na proste nogi, spoglądając na niego kpiącym uśmieszkiem.


- Nie? – spytał – a mam ci udowodnić? – w niebieskich oczach widać było skaczące iskierki rywalizacji.


- Dajesz.


Blond włosy chłopak poderwał się na równe nogi, stojąc na łóżku. Spojrzał się jeszcze raz na bruneta, na którego chwilę później skoczył. Przewrócił chłopaka na podłogę, próbując założyć jakikolwiek chwyt. Przeliczył się trochę, jeśli myślał, że łatwo mu pójdzie. Czarnowłosy walnął go w brzuch, powodując chwilowe wstrzymanie oddechu. Nie chciał zrobić mu krzywdy, jednak z drugiej strony, aż chciał, żeby chłopak wiedział, że z Uchihą – nie ma zabaw. W sumie, jakby patrzeć na nich tak, od boku…. To wcale nie była to prawdziwa walka. Ale przecież wiadomo, że czym więcej siniaków, tym większa przyjaźń. Blondyn  wyrwał się z uścisku Uchihy, zakładając błyskawicznie chwyt na jego szyi. Jakby nie patrzeć, chodzenie na zajęcia z zapasów w różnych szkołach, na coś się przydało. Był w tym dobry, ale czemu nienajlepszy? No bo, jaki gangster pokazywał by swoją prawdziwą siłę w nieprawdziwej walce? No, właśnie. Żaden. Tak więc, swoje umiejętności wypróbowywał na spotkanych łobuzach w niebezpiecznych dzielnicach starego miasta.


- O Wit… nie przeszkadzam? – odezwał się zdumiony głos z progu drzwi. Każdy by się zdziwił, widząc dwóch chłopaków w niecodziennej pozycji. Blondyn dusił ręką szyję bruneta, a brunet dusił szyję blondyna, nogami. Tak pozycja była naprawdę dwuznaczna. Poza tym ich twarze były niebezpiecznie blisko.


- Spieprzaj, lepiej powiedź, kto wygrywa – warknął czarnowłosy w stronę swojego brata.


- Biorąc pod uwagę, że gdyby ojciec się dowiedział, że robisz takie rzeczy z synem jego kumpla… to marne są twoje szanse na jakiekolwiek zwycięstwo – powiedział ze stoickim spokojem, uświadamiając młodszemu w jakiej pozycji się znajduje.


- A niech cię szlag, Itachi – warknął, uderzając chłopaka w nos. Chciał jak najszybciej wyrwać się z uścisku, by rzucić się na brata.


- Auć!! – krzykał blondyn, łapiąc się za krwawiący nos. Rzucił się na podłogę tak, że jego twarz była przy podłodze. Jego zachowanie było bynajmniej dziwne. W takich przypadkach wypadało, żeby poszkodowany wziął głowę do góry i lekko ją odchylił do tyły. A ten tutaj, robił zupełnie na odwrót.


- Kretynie, co robisz?! – omiótł go wściekłym wzrokiem młodszy z braci.


- Co ja robię?! Co ty kuźwa robisz!? Nos mi rozpierdoliłeś! – darł się w niebogłosy.


- Myślałem, że ominiesz to!


- To ty lepiej nie myśl, Teme! Jak ja wyglądam?! Teraz to już mnie wszyscy wezmą za łamagę! – rozpaczał.


- Sam tego chciałeś!


Dwójka siedemnastolatków darła się na siebie, obwiniając się nawzajem. Itachi stał jak stał przy framudze drzwi i spoglądał z rozbawieniem na chłopaków. Kto by pomyślał, że jego brat może się tak drzeć na kogoś nieznajomego? Brzmi to trochę, jakby nigdy nie unosił głosu, ale to nie prawda. Unosił głos jedynie na swojego starszego brata lub ojca, których bardzo dobrze znał. Tak, więc. Dlaczego darł się na tego blondyna? Starszy z braci zamknął drzwi, udając się w stronę poszkodowanego. Ujął jego podbródek, spoglądając w jego błękitne ślepia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz