A takie tam :)

JESZCZE ŻYJĘ

sobota, 27 sierpnia 2011

Złudna iluzja VII

- To on się kumpluje z twoim bratem? – szepnął z niedowierzeniem Kankuro do młodszego z Uchihów.

- Na moje cholerne nieszczęście – mruknął, poprawiając czarne jak smoła włosy – idziecie, czy będziecie tak stać i się gapić jak sroki w gnat? – rzucił przez ramię, udając się po schodach do swojego pokoju.

- Dobra, dobra…

W pokoju Sasuke panował ład i porządek. Zero porozwalanych ciuchów, czy książek na biurku. Po prostu… wszystko było w idealnym stanie. Jakby nikt w tym pomieszczeniu nie mieszkał. Kolory ściany były pomalowane na fioletowy kolor. Po lewej stronie drzwi znajdowała się sosnowa komoda, a obok niej egzystowało biurku z laptopem na wierzchu. Wszystko było jakby nietknięte, nowe. Nawet szafka z książkami wyglądała jakby została wyjęta z jakiegoś katalogu. Do tego czarne, dwuosobowe łóżko, na którym siedzieli jego przyjaciele, stało koło balkonu. Pokój był naprawdę urządzony z klasą. O! Nawet biały, puchaty dywan znalazł sobie miejsce pośrodku podłogi.

- To, co robimy? – spytała się Temari, zakładając nogę na nogę.

- Pomagamy Sasuke –odparł beznamiętnie chłopak w długich włosach. Jego wzrok był skierowany na sylwetkę Bruneta, który wyszedł na balkon.

Nagle po całym domu rozniósł się dźwięk jakiejś muzyki, która zatrzęsła całym domem. Całe towarzystwo, które siedziało na łóżku, podskoczyło z tego powodu. Nikt nie przepuszczał, że komuś zechce się puścić jakąś piosenkę na cały regulator. Prawie wszyscy mieli niezadowolone miny. Przynajmniej jeden członek z rodziny Uchiha hałasował za całą rodzinę.

- Odjazd! – porwał się na równe nogi brat Temari i Gaary – To się nazywa muza! Yuhu! Reagge rządzi! – gwizdnął – Mówiłem, że kocham twojego brata? – rzucił na odchodne, pędząc w stronę pokoju Itachiego.

- Co za debil – skomentowała blondynka – chyba zapomniał do kogo przyszliśmy – pokręciła głową z politowaniem. – Z kim przyszło mieszkać mi pod jednym dachem? – jęknęła.

- Phi – prychnął młodszy brat Itachiego – i ty mnie się pytasz? Czasem nie wiem, czy ja naprawdę jestem jakoś spokrewniony z Itachim – burknął pod nosem.

- Ja się nad tym samym zastanawiam, obserwując Kankuro.

#

Tymczasem w pokoju Itachiego trwała znakomita zabawa. Słowa piosenki odbijały się od ścian, trafiając do uszów słuchaczy. Rozradowany Itachi z Uzumakim śpiewali piosenkę na całe gardło. A Kankuro robił za chórek, po czym dołączył się do dwójki chłopaków, którzy śpiewali, a raczej wyli w niebo głosy. Zaczęli się wygłupiać, obrzucając się nawzajem poduszkami i jakimiś paluszkami, które miały robić za przekąski. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, to zapewne nadałby im tytuł „Małpy w zoo”. Tak jak oni mieli zabawę, tak w drugim pokoju wiało drętwą atmosferą.

#

- I co ja mam kurwa zrobić? – brunet prawie się załamał. – Ci idioci doprowadzają mnie do gorączki!

- Ohh. Sasuke. – zaczęła Temari – Znajdź dziewczynę dla Itachiego, to się przynajmniej wyniesie i będziesz miał o jednego debila mniej pod dachem.

Nagle głowa Sasuke wyrwała się do góry i spojrzał na Temari z wdzięcznym i triumfalnym uśmiechem.

- Dzięki, to jest myśl. – strzelił stawami w rękach – a teraz pomysł, który pozwoli mi wyeliminować Uzumakiego.

- W sumie – odezwał się rudowłosy chłopak – Jak pozbędziesz się Itachiego, to Naruto automatycznie przestanie przychodzić.

- Tylko zapominasz o jednym. – skrzywił się – Nasi rodzice się znają.

#

Następnego dnia Sasuke poszedł do szkoły na pieszo. Nie zamierzał pokazywać się z tym debilem, Uzumakim. Poza tym nie wytrzymałby z własnym bratem i tym idiotą w jednym samochodzie. Ich iloraz inteligencji go przerażał. Jak małżeństwo. Powinni się poślubić – pomyślał kąśliwie.

Wczoraj przesiedział prawie cały wieczór z przyjaciółmi, z powodu konkretnego planu, pozbycia się czubka z jego życia. Pomysły były najróżniejsze. Teraz tylko kwestia wyboru, miejsca i czasu.

#

Zaczynała się trzecia godzina lekcyjna. Czterdzieści pięć minut sztuki artystycznej z Gai’em. Stukniętym facetem. Cokolwiek byś nie zrobił, to i tak będzie świetne, bombowe, wyjątkowe i jak to tam mówił? A… „wyjebane w kosmos”. Psorek z humorkiem.

- Dobra, droga młodzieży! – krzyknął pełen wigory – czas na pracę, kochaniutcy – puścił oczko do młodzieży, dodając do tego buziaka na odległość – cieszycie się prawda? – Taa… bardzo. Zwłaszcza, że po Sali rozniosły się pomruki niezadowolenia – Oj, kochaniutcy! Główki do góry! Wasz psorek już o tym pomyślał! Nie będziecie sami! Będziecie w trzech osobowych grupach. Ja wam zaraz podam nazwiska, kto, z kim, a wy mi powiecie, co zamierzacie zrobić za arcydzieło! Praca dowolna! – złapał się rękami za policzki i pisnął – już widzę wasze prace! – wciąż się zachwycał – dajcie się ponieść fantazji! Unieście swoje skrzydła i poszybujcie w niebo…

I mógłby tak mówić i mówić. Dopiero dzwonek na przerwę sprowadził go na ziemię. Podał pośpiesznie nazwiska uczniów, po czym oznajmij, że nie przyjmuje deklaracji. I tak oto tym sposobem. Chcąc, czy też nie chcąc. Sasuke, Naruto i Saskura znaleźli się w jednej grupie.

Kolejną lekcją była chemia z Iruką. Uczniowie rozmawiali zawzięcie, gdyż nauczyciel ogłosił, że są do przodu z materiałem, więc mogą sobie odpuścić jedną lekcję, tak trudnej to chemii. Nikt oczywiście nie miał nic przeciwko.

Uchiha siedział w ławce, obserwując blondyna z nienawiścią w oczach. Za jakie grzechy?! – pytał się siebie. Nie rozumiał, dlaczego zawsze trafiał na tego debila.

Pod koniec lekcji, kątem oka zauważył, że w kieszeni blondyna coś rozpaczliwie wibruje.

„Co za kretyn, nawet nie czuje, że komórka mu dzwoni”

- Ej, idioto! – zwrócił się do Uzumakiego, który spojrzał na niego z dziwną miną – telefon Ci dzwoni.

W sumie nie wiedział, po co mu to powiedział. Mógł sobie odpuścić. Ale ruszająca się kieszeń jego spodni, drażniła go jeszcze bardziej, niż sam blondyn.

- Tak? Halo? Konohamaru?! – krzyknął niemal do słuchawki. Brunet przyglądał mu się z zaciekawieniem. Dałby sobie głowę uciąć, że Naruto jest wystraszony – Mów, co się dzieje! – rozkazał do słuchawki – Czekaj. Powoli. Nie płacz. Boże… Konohamaru zostań tam. Już lecę. – rozłączył się pośpiesznie. Złapał za torbę i wybiegł z Sali. Nie miał pojęcia, co tu się dzieję. Nie było nawet końca lekcji. Spojrzał na nauczyciela.

- Idę za nim! – poinformował Irukę, po czym wybiegł za tym młotkiem. Coś mu mówiło, że ten idiota może mieć kłopoty.

#

Biegł za nim ile sił miał w nogach. Musiał przyznać, że blondyn był dobry. Nie potrafił go doścignąć. Na szczęście wciąż widział kontur jego sylwetki i podążał jego śladami. Cieszył się w duchu, że był dobrym sportowcem, bo inaczej padłby ze zmęczenia, podczas tego „spacerku”. Wybiegł za Uzumakim z miasta, wbiegając w jakieś rudery. Wszystko było jakieś śmierdzące i zardzewiałe. Stare budynki, które się rozsypywały. Powybijane okna. Ścieki. Prostytutki żeńskie i męskie. Pijacy na ławkach. Ćpuny. Wszyscy ci ludzie byli zniszczeni przez życie. Boże… skąd ten idiota zna to miejsce? Przecież ci ludzie zrobią wszystko dla głupiej kasy.

W końcu się zatrzymał. Nie miał już, po co tam biec. Zobaczył Naruto z jakimś chłopakiem. Klęczał przy nim i go przytulał. Tak mocno, z troską. Coś mu mówił i kołysał w ramionach. Nagle, nie wiedział, czemu, zrobiło mu się głupio. Ale odgonił od sobie to uczucie. Chciał dowiedzieć się, co tu dokładnie się wydarzyło. Rozejrzał się po okolicy i zobaczył leżącego, zakrwawiony mężczyznę. Chyba żył. Widział jak unosiła mu się klatka piersiowa. Do tego, niedaleko nich stała budka telefoniczna, która miała wybitą szybę. Czerwone kawałki szkła leżały na ziemi. Sytuacja go trochę niepokoiła.

- Uchiha, zadzwoń po karetkę! – krzyknął z oddali blondyn. – i powiedz, że przy opuszczonym teatrze w slumsach, leży nieprzytomny człowiek!

Sasuke wziął komórkę i zadzwonił po pogotowie. Powiedział, co ten młotek mu mówił i się rozłączył. Spojrzał jeszcze na Uzumakiego wyczekująco.

- Co ty tu robisz?! Na lekcjach powinieneś być! – skarcił bruneta, który nie wierzył w to, co słyszy. To raczej on powinienem czekać na wyjaśnienia.

- To samo tyczy się ciebie, debilu – odparł mu chłodno. – a teraz gadaj mi, co tu się do cholery stało!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz