A takie tam :)

JESZCZE ŻYJĘ

sobota, 27 sierpnia 2011

Złudna iluzja XIII

Noc. Ciemna, głucha, przerażająco przyjemnie kojąca na duszę chłopaka siedzącego przy biurku i spoglądającego za okno. Już dawno tego nie robił z prostego powodu. Przez takie siedzenie wracał wspomnieniami do przeszłości, kiedy to grał w zespole rockowym. Był wtedy ogromnie szczęśliwy. Grał na gitarze, śpiewał, czasem nawet zagrał na pianinie. Był człowiekiem orkiestrą – tak go przynajmniej nazywali w poprzedniej szkole. Ale trudno się temu dziwić. Uczenie się od najmłodszych lat w szkole muzycznej, robiło swoje. Kochał muzykę i tęsknił za nią czasami. Niestety, muzyka przynosiła mu także ogromny ból. Ból spowodowany wydarzeniami sprzed kilku lat. Jeden durny wypadek. Jeden pijany kierowca. Jedyny ocalały, którym był On.

- Braciszku? – odezwał się słaby głos dochodzący zza jego pleców.

- Um, Konohamaru? – mruknął, nie oderwawszy wzroku od świecących gwiazd.

- Zagrasz mi coś? – spytał niepewnie, podchodząc do blondwłosego chłopaka.

Naruto spojrzał na niego z łagodnym uśmiechem. Cieszył się, że może grać i uczyć Konohamaru gry na instrumencie. Wprawdzie nie łączył już przyszłości z karierą muzyczną, ale może dla jego przyszywanego brata gra okaże się wybawieniem? Czymś, co dla Naruto było już tylko bolesnym wspomnieniem. Mimo to, po tym, co wycierpiał dzisiejszego dnia, zamierzał spełnić jego nieśmiałą prośbę. Rozumiał jak musiał się czuć młodszy chłopak po odstawieniu narkotyków. Tu nie chodziło o uzależnienie, lecz o złagodzenie bólu. Ludzie uzależnieni od kokainy biorą ją, co dwanaście godzin w celu złagodzenia bólu, jaki ze sobą niesie po skończeniu się jej działania. Ból ten jedynie jest porównywany do najgorszego stadium raka. Dlatego narkomani mają problem w odstawieniu tego „cudownego” specyfiku.

- Jasne – odparł, wstając z obrotowego fotela, – co polecasz? – podszedł do niego, poczochrawszy mu włosy. – Dobrze się czujesz?

- Okropnie… - odpowiedział. Faktycznie, nie wyglądał najlepiej. Blada cera, drgawki. To dopiero początek. Nadchodzące dni będą o wiele gorsze. Przełknął z trudem ślinę. Pamiętał ten ból. – Coś smętnego, przy czym usnę – burknął ze szczerością.

Uzumaki cicho się zaśmiał.

- Już się robi! – podszedł do kąta, w którym trzymał akustyczną gitarę, a potem zajrzał do szuflady w biurku, wyciągając jakiś zeszyt. – To śpiewnik – odpowiedział na pytający wzrok chłopca. – Pakuj się do łóżka. Braciszek będzie ci śpiewał do snu!

Konohamaru parsknął śmiechem spod kołdry.

- Miałeś mi zagrać, a nie skrzeczeć! Myślisz, że zasnę przy tym skowycie? – oburzył się, wyginając usta w komiczny sposób. Naruto spojrzał na niego z rozbawieniem.

- Jeszcze będziesz mnie prosił, żebym ci zaśpiewał w przyszłości.

Nastolatek wiedział, co zamierza zagrać młodszemu. Była to piosenka, którą kochał nucić, kiedy przechodził przez to samo piekło, co brunet. Nastroił gitarę i pierwsze bicia powędrowały do ucha Konohamaru. Chwilę później dołączył wysoki głos blondyna.

I tried so hard to not walk away
And when things don't go my way
I'll still carry on and on just the same
I've always been strong
But can't make this happen
'Cause I need to breathe, I want to breathe you in
The fear of becoming
I'm so tired of running
'Cause I need to breathe, I want to breath you in
I want to breathe you in


Sobota rano. Dzwoni telefon.

- Halllloooooo? – zapytał zaspany chłopak, którego ręka wyłoniła się spod kołdry, szukając upierdliwego przedmiotu, którego dzwonek drażnił niemiłosiernie małżowinę uszną. Wyglądał na chwilę obecną jak poczwara wyłaniająca się ze swojego kokonu.

- Naruto? To ty? Słuchaj, stary! Jest taka sprawa… - zaczął paplać jakieś bzdury Inuzuka. Tak naprawdę mówił o pewnej imprezie, o której Naruto nie miał pojęcia. Znaczy się… miałby o niej jakieś pojęcie, gdyby nie tak cholernie wczesna godzina!

- Kiba… - jęknął Uzumaki, spoglądając na zegarek. Mała wskazówka pokazywała szóstą rano – Czy cię pojebało?! – wrzasnął, kiedy dotarła do niego godzina pobudki. – Co ty robisz o tej godzinie? – warknął zły.

- Spokojnie stary. Psa wyprowadzam. Nie zamierzam mieć obsranego pokoju z powodu dłuższego pospania. Już raz to testowałem. Zresztą siostry nie ma, więc obowiązek porannego spaceru przypadł na mnie – tłumaczył się – zresztą… Czy ty mnie słuchałeś? Mówiłem o tej imprezie u Haruno!

- Imprezie? – spytał zdziwiony.

- Tak, tak. Właśnie tak. Sakura robi dzisiaj domówkę u siebie. Chyba przyjdziesz, co nie? Nie można odpuścić takiej okazji!


Przed domem Sakury

Stanęli przed domem Haruno. Był to beżowy budynek z pięknym ogródkiem i balkonem. Posiadłość była naprawdę imponująca. Ławki, grill przed domem, a nawet sadzawka z figurkami flaminga! Trzeba było też przyznać, że wielkość domu także robiła wrażenie. Naruto nie był pewien czy dobrze zrobił, idąc tu z Inuzuką i z Deidarą. W przeciwieństwie do Kiby, blondyn nie został zaproszony ze swoim kuzynem na to małe przyjęcie.

Weszli sami. Raczej nikt się nie fatygował, żeby pukać, skoro połowa towarzystwa przebywała na świeżym powietrzu. Mimo to, w środku panował taki tłok, że z trudem umożliwił im przedostanie się do salon, w którym na stole leżały frytki, flaszki, chipsy, paluszki i inne produkty spożywcze. Głośna muzyka grała w całym domu, porywając ludzi do tańca.

Czuł się wśród tego zgiełku trochę nieswojo. Zwłaszcza, że miał wrażenie, że ludzie się na niego patrzą, jakby nie mieli nic innego do roboty oprócz gapienia się na jego osobę.

- Masz, rozluźnij się! – Kiba podsunął mu flaszkę Żywca. – Musisz poznać ludzi! – stwierdził, upijając parę łyków czarodziejskiego płynu i znikając Naruto z pola widzenia.

Mimo wypicia paru piw, nie mógł znaleźć sobie miejsca. Chciał zobaczyć się z Sakurą, ale chęć szybko zniknęła, kiedy zauważył ją na parkiecie wijącą się wokół Sasuke w jakimś tańcu. Nie mając nic innego do roboty, skierował się za pijanym śpiewem dochodzącym z parteru. Humor zaczynał mu się polepszać, kiedy wyłapywał słowa piosenki śpiewanej przy telewizorze. Było to karaoke zespołu „Formacji Nieżywych schabuff” piosenka o uroczym tytule „kibel”.

- Co za gniot wy śpiewacie? – wybuchnął niepohamowanym śmiechem widząc, jak chłopacy kołysali się w prawo i w lewo podśpiewując:

„Kibel, kibel, kibel roznosi zarazki”

- No, Naruto! Choodź, zaśpiewaaaaj ! – zawołał go już nieco wstawiony Kiba, który chwilę później ciągnął chłopaka za rękaw do telewizora.

Prawie wszyscy byli już pijani.

- Nooo weź! Oni chooolernie fałszują! – wskazał palcem na Lee i Kankuro. – Ty przynajmniej potrafisz śpiewać! – błagał go, trzymając kurczowo się jego koszuli, żeby przypadkiem nie upaść.

Naruto spojrzał na chłopaka.

- Haha, chciałbyś – próbował się wykręcić.

- Nie kłam! Ja wszystko wiem! Masz zajebiiiisty głos! Taki seeeksowny – czknął Inuzuka, zarzucając swoją rękę na ramię Uzumakiego i niebezpiecznie się do niego przybliżając

- Chyba coś ci się pojebało – odparł, odwróciwszy głowę.

- No coś ty! Twój brat mówi, że śpiewasz zajebiście, więc tak musiii być. Nie skłamałby mi! – trwał przy swoim Kiba, który wsadził swoją głowę w szyję blondyna.

- Pff… niby, kiedy ci to powiedział?

- Dzisiaj!

śpiewasz mu na dobranoc, więc mi też zaśpiewaj! Hej, ho! – ożywił się trochę, posyłając przyjacielowi perlisty uśmiech.

- No, dobra! Niech ci będzie, ale nie drzyj mi się do ucha – skapitulował o dziwo. Najwyraźniej promile we krwi robiły swoje. Wziął mikrofon z ręki Kankuro i czekał, aż pijani kompani wybiorą mu utwór do śpiewania. Padło na Nirvanę – Smells like teen spirit.

Zabawa była przednia. Wyluzowany Naruto, śpiewający „Hello, hello, hello” i zmieniający tonację głosu w odpowiednim momencie, robił wrażenie, mimo fałszującego chóru, dołączającego się do śpiewania refrenu. Uzumaki poczuł ogromną radość. Wreszcie się rozluźnił na tej imprezie, a śpiewanie tak go pochłonęło, że zgodził się bez protestów zaśpiewać kolejny utwór o tytule „I climb” zespołu Thousand Foot Krutch. Była to piosenka, która doskonale pasowała do jego głosu, przyciągając wielu, nowych słuchaczy. Wszyscy byli pod wrażeniem wokalu blondyna, który miał coś w sobie pociągającego, powodując dreszcze na ciele. Naruto przypomniał sobie, dlaczego lubił śpiewać. Poprzez śpiew mógł wyrazić swoje uczucia, nie będąc w ten sposób gnębiony. Właściwie to przez śpiew, czuł się doceniany. Nawet nie zauważył, kiedy skończył utwór, słuchany przez większość towarzystwa.

Rozbrzmiały oklaski.

- Co za głos! – krzyknęła zachwycona Ino, które chwilę później rzuciła się na blondyna, przytulając się do niego i komplementując jego talent.

I nawet Sasuke przyglądał mu się z zainteresowaniem. Mimo niechęci, którą dążył wobec osoby Naruto, musiał przyznać, że przyjaciółka Sakury miała rację. Uzumaki miał świetny, magnetyzujący głos, zwłaszcza, kiedy śpiewał fragment utworu:

I'm gonna show ya I'm alive, breathing clearly for the first time, take my in your arms, take
me to the place you are. I needed time to clear my mind, keeping balanced on this line was
impossible before I met you. I climb so high, it blows me away sometimes, sleep tonight, no
more cryin.
Cause I've got you on my side.

Śpiewając ten refren Uzumaki bezczelnie gapił się na Sasuke, posyłając mu przy tym cholernie i seksowne spojrzenia i perwersyjne uśmiechy. Uchiha w tamtej chwili miał ochotę przyłożyć mu przy wszystkich.

- Chłopak ma wibrujący głos… - odezwał się pewien białowłosy osobnik, stojący, obok Sasuke – aż mi stanął – oznajmił, wyszczerzając swoje zęby w uśmiechu.

- Myślałem, że jesteś hetero, Suigetsu – spojrzał na chłopaka zniechęcony. Takie niuanse mógł sobie podarować. Nie musiał tego słuchać.

- Bo jestem, ale widocznie Herkules polubił blondaska.

- Herkules? – powtórzył Uchiha, sprawdzając, czy przypadkiem się nie przesłyszał.

- No ten Herkules – uśmiechnął się z zadowoleniem, spoglądając w dół. Wzrok Sasuke także powędrował za spojrzeniem białowłosego, by chwilę później zrozumieć, o kim mówi chłopak. Jego brwi powędrowały ku górze.

- Aha… - wziął drinka do ręki. Takich idiotów powinni trzymać w jakiś zamknięciach, najlepiej, jak najdalej od niego. Nie dość, że Uzumaki zebrał dzisiaj pochwały, to teraz niejaki Suigetsu gada mu o swoim Herkulesie. Dobrze, że powstrzymał się od pytania, jak nazywa się przyrząd, Uchihy, bo by go chyba zamordował na miejscu pilotem od nowiusiętkiej plazmy Haruno.

- Mam ochotę dziś go przelecieć. – szepnął, oblizując palce i przyglądając się czarnowłosemu.

- Pff! – wypluł zawartość płynu z ust, słysząc tak śmiałą wypowiedź kolegi. Naprawdę jeszcze chwila i straci panowanie nad sobą! Co ten alkohol robi z ludźmi…

- Albo nie… mam ochotę, żeby to on mnie posunął i szeptał mi do ucha tym seksownym głosem.

Po ciele Sasuke przeszły dreszcze. Z powodu wypicia paru drinków, wyobraził sobie śmiałą fantazję Suigetsu. Była naprawdę godna uwagi. Umięśniony blondyn o niesamowicie pociągającym głosem, który dotyka go pod prysznicem, szepcąc perwersyjne słówka.

Zaraz… o czym on myśli? To do niego nie pasuje! Ścisnął pięść ze wściekłości. Miał już dość słuchania tych rozpływów na temat Uzumakiego. Był pewien, że to właśnie przez to miał takie wyobrażenia o blondynie. Poza ty… Naruto jest jego! Jego ofiarą rzecz jasna. Uchiha nie jest przecież żadnym pedałem!

Usiadł na sofie wśród jakiś pijanych dziewczyn, które zaczęły się do niego dobierać. Nie wybrał tego miejsca ze względu na nie, ale ze względu na świetny widok na osobę Uzumakiego, do którego podszedł napalony Suigetsu. Sasuke widział z daleka, jak białowłosy schyla się do ucha blondyna, szepcząc mu coś perwersyjnego. Na dodatek doprowadzał tą swoją gadką niższego chłopaka do spazm śmiechu. Na domiar złego, chwilę później dołączyła do nich Sakura, która będąc pijana zaczęła się kleić do Naruto. Jedynie, co było śmieszne w tej scence, to mina, Sauigetsu. Nic dziwnego, skoro Haruno zaczęła mu kraść jego obiekt seksualny na dzisiejszy wieczór.

Ale najśmieszniejsze, miało się dopiero wydarzyć.

Naruto kompletnie nie zwracał uwagi na flirty ze strony Haruno. Patrzył się jedynie w jakiś punkt z szeroko rozpatrzonymi oczyma. Nie upił się na tyle, aby mieć halucynację.

- Misja na Marsa! Misja na Marsa! – zaczęli krzyczeć pijani osobnicy, robiąc miejsce wśród tłumu i biegnąc za postacią, mającą schowaną głowę w kloszu od lampy. Ów człowiek podszedł do okna i ściągnął klosz z głowy, uciszając gestem ręki kolegów.

Naruto przestraszony nie na żarty, zerwał się błyskawicznie, popychając Sakurę i krzycząc:

- Złaź debilu! Paliwa nie ma w rakiecie! – starał się przemówić do pijanego kuzyna w kostiumie zrobionym z rolki papieru i czepku zrobionym ze srebrnej folii śniadaniowej. Jak jeszcze parę chwil temu był pijany, tak teraz był całkowicie trzeźwy.

- Nie zejdę – odparł, ostentacyjnie długowłosy, krzyżując ręce na piersi.

- Dlaczego nie? – spytał zniecierpliwiony i podenerwowany Uzumaki. Jeszcze tego mu brakowało, żeby mu kuzynek robił „Misję na Marsa” z drugiego piętra! Myślał, że to tylko głupia legenda studencka!

- Nie powiedziałeś „Saimon mówi” – wyjaśnił szczęśliwy.

- Saimon mówi, zejdź! – rozkazał, wskazując palcem na podłogę.

- Nie znam żadnego Saimona…. –odparł.

- Naruto mówi, zejdź! – powtórzył komendę, zamieniając imię „Saimon” na swoje. Bał się o tego idiotę.

- Mam misję… bardzo ważną misję. Nie mogę tak po prostu zrezygnować z lotu, do którego przygotowywałem się całą dzisiejszą noc.

- A ja… a ja mam Dei chrupki! – wykrzyknął, łapiąc się ostatniej deski ratunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz