A takie tam :)

JESZCZE ŻYJĘ

sobota, 27 sierpnia 2011

Złudna iluzja XI

Nie minęło wiele czasu odkąd stanął z Deidarą przy drzwiach z wielką sportową torbą z potrzebnym strojem do treningu. Ostatni raz przeglądał swój bagaż, upewniając się, czy wszystkie potrzebne rzeczy spakował. Po tej czynności spojrzał na górę schodów, gdzie stali dwaj bracia Uchiha i Haruno. Widział wzrok Sasuke, który mówił „Nie daruję ci tego”. Podejrzewał, że młodszy z braci oskarży go o umyślne wymiganie się z projektu.

- To gdzie ten trening? – spytał beznamiętnie swojego kuzyna.

- W wielkiej hali sportowej, niedaleki centrum miasta. – odpowiedział ćwierkająco.

Naruto spojrzał na niego jak na idiotę.

- Tak daleko? To jak my się tam dostaniemy?! – zirytował się, gdyż doskonale zdawał sobię sprawę, że środkami komunikacji sam dojazd potrwa im przynajmniej godzinę.

- Spokojnie kuzyneczku. Mamy samochód. – uspokajał go, poklepując go po ramieniu.

- Co to znaczy „mamy”? Kto niby ma samochód?! – dopytywał się z nutką rozdrażnienia.

- Itachi ma, ale nam pożycza. Więc mamy samochód! – wyjaśnił, patrząc na rozszerzające się źrenice Uzumakiego.

- Ale przecież ty pgjkd! - wypowiedź Naruto została brutalnie przerwana przez rękę Deidary, który zasłonił mu usta dłonią.

- Cicho! Nie wygadaj się. – mruknął mu do ucha, ciągnąc opornego blondyna w stronę drzwi. – Auł! – krzyknął, kiedy poczuł ugryzienie w rękę.

- Itachi! – zaczął się drzeć Naruto na cały dom. Obecnie trzymał się framugi drzwi wyjściowych, spoglądając z przerażeniem w stronę starszego brata Sasuke. Zaś Deidara usiłował wyciągnął zapartego chłopaka z domu.

- A spróbuj powiedzieć! – syknął, ciągnąc blondyna ile sił w piersiach.

- Kuźwa! Morderca! Ja nie chcę umierać! Deidara ty nie masz prawka, cholera jasna! I jeździsz jak rajdowiec. Ja zgiiii – i tyle dało się usłyszeć z monologu chłopaka, który w końcu został wyciągnięty siłą z domu. W chwili obecnej nie tylko Naruto miał przestraszony wyraz twarzy. Uchiha Itachi także patrzył ze strachem w stronę drzwi.

- Nie ma prawka?! – krzyknął, po dłużeszj chwili, kiedy uzmysłowił sobie sens wypowiedzianych słów. – MOJE AUTO! – wrzasnął z przerażenia, zbiegając w szybkim tempie po schodach – MÓJ NARUTO! – wybiegł na podwórze, dobiegając do zamknięte auta, które powoli zaczynało ruszać w nieznanym kierunku. W środku za uchylonym oknem znajdowała się zdenerwowana twarz blondyna.

- Naruto, wszystko będzie dobrze! – zapewniał go przerażony brunet. – zadzwonię do mamusi i przekażę jej, że bardzo ją kochałeś .Powiem rodzicom jak szlachetnie zginąłeś za ojczyznę! Ale.. jak chcesz być pochowany? W trumnie, czy w urnie? – biegł jeszcze chwilę za samochodem, zanim auto nie osiągnęło ostatecznej prędkości, aby pozostawić bruneta na środku ulicy samego.


Siedzieli wszyscy w trójkę w pokoju Uzumakiego z szklankami gorącej czekolady, od której parowało. I którą zrobiła im mama Naruto, gdyż chwilę temu wróciła do domu. Zaś od wyjścia Naruto minęła już jakaś godzina, w trakcie, której zdążyli pomalować białą kartkę na czarno oraz przymocować do niej neonowe gwiazdki i księżyce, wzięte z sufitu blondyna. Domyślali się, że chłopakowi nie będzie się, to za bardzo podobało, ale mając w jednej drużynie braci Uchiha, można przypuszczać, że nie przejmowali się tym faktem zbyt długo.

- No dobra panowie! – zerwał się się Itachi na równe nogi, poczym odwrócił się do Haruno i tetralnie wskazał na nią ręką – i panie. Ciężkiej pracy nadszedł kres, więc zmywam się, póki czas. Chcę jeszcze zobaczyć traning naszych złotek – uśmiechnął się cwanie i zabierając pewne kluczyki, krzyknął w drzwiach – pożyczam twój motor, młody!

Młodszy Uchiha spojrzał tylko na brata ze zrezygnowaniem.

- Idiota.. – skwitował go, kiedy tamten trzasnął drzwiami a sam sięgnął ręką po wibrujący telefon. – Czego? – warknął do urządzenia – gdzie? U tego palanta Naruto. Weź mnie nie wkurzaj. Nie, nie przyjadę, bo nie mam jak. To jak chcesz trening, to przyjedź po mnie – rzucił ostatnie parę słów, rozłączając się. Jego mina wskazywała na jego niezadowolenie.

Haruno spoglądała na niego z miłym uśmiechem.

- Masz teraz trening? – spytała się.

- Tak, ale..

- Kochani! Chcecie coś do jedzenia? – w progu drzwi wystawała młoda twarz pani Uzumaki, okalana prostymi, rudymi włosami. Jej oczy był zielonymi chochlikami, które spoglądały ciekawsko na młodzież.

- Nie, nie trzeba. Ja właśnie mam trening – czarnowłosy zerwał się z podłogi, pakując swoje rzeczy. Według niego pani Uzumaki była piękną kobietą. Po której niestety Naruto odziedziczył jedynie piegi z dołeczkami w twarzy i istny z piekła rodem charakter, który znał z opowieści jego rodziców.

#

- Patrzcie chłopaki, kogo ja wam przyprowadziłem! – krzyknął uradowany Deidara, który w chwili obecnej przekraczał próg hali sportowej. Zaś za nim wlekł się niewyraźny Naruto, który od jazy swojego krewnego nie czuł się zbyt najlepiej. W duchu dziękował Bogu, że jeszcze żyje i może oddychać świeżym powietrzem a nie z jakiegoś aparatu medycznego, czy czego tam kolwiek.

- Deidara! Ja nigdy już z tobą nie jadę! – krzyknął ze słabością w głosie Naruto, powstrzymując zwrot treści żołądka. W tej chwili z pewnością nie czuł się dobrze – Nigdy! Słyszysz?! Naucz się jeździć… łazienka… kuźwa mać – mruknął pod nosem, wybiegając z hali jak oparzony.

Zawodnicy z jego starej drużyny przypatrywali się złej kondycji ich mistrza.

- Daidara… - odezwał się pewien rudowłosy młodzieniec – i jak on teraz ma wziąć udział w treningu? Coś ty w ogóle zrobił, że on tak wygląda? – spytał ze strachem.

- No właśnie nic. I to mnie dziwi! Jechaliśmy samochodem jak najszybciej się dało, aby nie opuścić cennych minut treningu. Przecież nie wpakowałem nas w żaden wypadek i nawet nie zarysowałem auta Uchihy! – bronił się, marszcząc brwi i robiąc niezadowoloną minę, gdyż w końcu nie zrobił nic złego.

- Deidara… - odezwał się ponownie czyjś głos – ty nie masz prawka…

- Wiem.

Wszyscy spojrzeli na niego jak na idiotę.

- To pięknie – skwitował trener. – załatwiłeś nam nasze zwycięstwo.

- Chłop wyzdrowieje! Nie takie bóle przeżywał w życiu. Bywało gorzej. Powinien mi dziękować, że dbam o jego kondycję.

- Muszę zapamiętać, aby nigdy w życiu nie wpuszczać cię za kółko –westchnął jeden z zawodników o imieniu Sasori.

***

- To wyjaśnij mi, czemu jesteś taki wkurzony – odezwał się pewien szatyn o rozbudowanym ciele – najpierw drzesz się o jakieś pierdoły, a teraz siedzisz cicho i sapiesz. – narzekał – wyduś, to z siebie, albo wywalę cię za drzwi – powiedział z lekka zdenerwowany Kankuro. – Nie dość, że musiałem po ciebie specjalnie jechać, to teraz jeszcze odwalasz mi numery. Masz okres, czy co? – burknął.

Kompletnie nie rozumiał swojego kumpla z podwórka. Od zabrania go z domu Uzumakich nie zamienił z nim żadnego słowa. Tylko sapał i posyłał mordercze spojrzenie jakby chciał kogoś zabić. Do tego ciągle wyłączał ukochana muzykę no Sabaku, która zawsze mu towarzyszyła podczas jazdy. Było to niezmiernie uciążliwe, dlatego Kankuro postanowił wyciągnąć to z bruneta.

- To powiesz mi? – warknął już z irytacji.

- A czy to ważne? – burknął, spoglądając za okno samochodu.

- Ważne, skoro ciągle wyłączasz moją muzykę i sapiesz mi do ucha.

- Bo słuchasz gniotów jak ta ciota Naruto – spojrzał na niego z kwaśną miną.

- To mój gniot, a ty masz swój, więc się nie czepiaj i mów, bo naprawdę wysadzę cię gdzieś na pustkowiu. – patrzył na drogę, ani razu nie zerkając na Uchihę.

- Nie zrobisz tego. – odparł.

- Oj, zrobię. Widocznie Gaara nie opowiadał ci o moich pomysłach, jakie wyprawiałem i wyprawiam, aby go upokorzyć i dokuczyć mu.

- Nie, ale widocznie będę musiał się go o to popytać. – odpowiedział z sarkazmem.

- To powiesz wreszcie?! – spytał.

- Uzumaki… - rzucił twardo.

- Jakie znowu mazaki? – spytał, gdyż w trakcie postoju na światłach usiłował włączyć radio.

- Ja pierdole! Najpierw każesz mi mówić, a potem mnie nie słuchasz. Wielkie dzięki – burknął zirytowany.

- Ej, no nie obrażaj się. Ty naprawdę zachowujesz się jak Tameri przed czerwonym potopem – odpowiedział rozbawiony. – powtórz raz jeszcze.

- Powiedziałem, że – tu nachylił się do ucha szatyna - U-Z-U-M-A-K-I – przeliterował - Słyszałeś, czy mam powtórzyć raz jeszcze? – oderwał się od jego ucha z satysfakcją, gdyż zauważył, że Kankuro skrzywił się lekko na ilość decybeli.

- Głuchy to ja nie jestem.

- Tego nie byłbym pewien – odciął mu się. – Nawet nie wiesz, jak on mnie denerwuje i ta pusta lalunia Haruno.

- Haruno to niezła laska! – zauważył, naciskając pedał gazu.

- Dlatego natura nie wyposażyła ją w rozum z powodu równowagi w przyrodzie– skwitował. – przynajmniej mamy zrobiony ten pieprzony projekt na plastykę. Nienawidzę wybieranych grupek przez tego gajowego. Zawsze mnie wpieprzy do jakiś dziwolągów.

- Sam należysz do dziwolągów – zauważył.

- Nie mówimy teraz o mnie – spojrzał na niego krytycznie.

- Sorry… zapomniałem. To, czemu chodzisz taki struty? Chyba nie z samego powodu, że ich po prostu nie lubisz?

- To, że ich nie lubię po części też wpływa na moje samopoczucie. Ale chodzi mi o to, że ten kretyn Naruto wymigał się z projektu, a zamiast niego musiałem go robić z Itachim i Sakurą. Mój brat jest gorszy od tego głupka. Ciągle musiałem go pilnować, żeby czegoś nie zepsuł pod wpływem chwilowej wizji artystycznej jak sam to ujął. – rozgadał się na temat tego, co go dzisiaj wyprowadziło z równowagi – jestem pewien, że ustalił to spotkanie z kuzynem, aby go uratował z tego projektu – dodał.

- Łał – mruknął Kankuro, który po raz kolejny zatrzymał się na czerwonych światłach – powinienem zostać twoim terapeutą, ponieważ zaczynasz robić postępy w wypowiedzeniu paru zdań za jednym razem i do tego – uśmiechnął się z satysfakcją – zaczynasz mówić o swoich uczuciach wykazując jakiekolwiek emocje. – szturchnął go ramieniem w bok. – ten Uzumaki jest niesamowity. Wyprowadzić cię z równowagi… po prostu niemożliwe, a jednak. Wreszcie doczekałem się tego cudownego dnia! Teraz przynajmniej wiem, że jesteś człowiekiem! – zachwycał się niecodziennym zachowaniem Uchihy, który na jego słowa milczał jak zaklęty, przyciskając wargi tak mocno, że aż zrobiły się z lekka sine.

- Światło – mruknął.

- Tak… z pewnością to jest to. Idziesz w stronę światła. Wyłaniasz się z tego mroku i…

Sasuke spojrzał na niego jak na idiotę.

- Zielone, kretynie – syknął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz